środa, 12 stycznia 2011

Ona - Zjawisko


Kilka lat temu dopadła mnie straszliwa przypadłość - przytępienie uważności, za czym poszło też przytępienie słuchu. Mniej więcej w tym samym czasie moim zdaniem świat muzyczny dopadła inna przypadłość: wtórność i wodolejstwo, co spowodowało, że przestałam wśród nowości znajdować wiele dla siebie. Choć wyjątki oczywiście były. Wszystko już było, to, co najlepsze już za nami. Nie porwali mnie The Libertines ani The Strokes. Pewnie, wiele utworów podoba mi się, ale nic więcej. Od paru lat rzadko kto porusza mnie na tyle, bym się totalnie zachwyciła.
I oto stało się. Głos z radia zwrócił moją uwagę. Posłuchałam więcej, choć niewiele więcej na razie jest i...
To Anna Calvi, kobieta z gitarą. Za kilka dni, 17. stycznia ukazuje się jej debiutancki album, sygnowany imieniem i nazwiskiem artystki. Śpiewa, gra na Fenderze, komponuje. Supportowała już Grindermana.
Ona - wydaje się stworzona do śpiewania, pewna siebie. Lekko zepsuta, romantyczno-gotycka, minimalistyczna, lekko wystudiowana, wyrafinowana. Rewelacyjna! Jej muzyka jest taka jak ona. Nasycona, gęsta. Czerpiąca z flamenco, tanga i tych, którzy podobnie jak ona trzymają się na ogół po Ciemnej Stronie Mocy - PJ Harvey i Nicka Cave'a. Dużo w niej mroku i zimnego, wysublimowanego piękna. Chłodna i profesjonalna. Królowa Śniegu. O szerokiej skali głosu i na wysokich obcasach.
Znalazła się na liście BBC Sound of 2011. Poza pierwszą piątką, ale to jej nic nie ujmuje.
Na jej albumie znajdzie się dziesięć utworów: między innymi lekko punkowy "I'll Be Your Man", "Desire" (mogłaby go nagrać Patti Smith), hipnotyzujący "Blackout". Jej utwory brzmią jak zagubiona ścieżka dźwiękowa do "Zagubionej autostrady", a może bardziej do "Mullholand Drive".
Calvi została nazwana najważniejszym zjawiskiem od czasów Patti Smith. Czy na wyrost, przekonamy się w roku 2011.

1 komentarz: