poniedziałek, 30 września 2013

Riverside "Shrine of the New Genration Slaves"

Piąta płyta Riverside przynosi duże zmiany. W wywiadzie udzielonym miesięcznikowi "Teraz Rock" wokalista i basista zespołu, Mariusz Duda przyznaje, że miał dość "kwadratowych", trashmetalowych riffów i ogólnie grania "quasi-metalu". Grupie zależało na powrocie do brzmienia znanego z pierwszego albumu, "Out of Myself". Zmienił się więc sposób aranżowania i komponowania, wiele nowych utworów powstało na gitarze akustycznej, a efektem miała być po prostu muzyka rockowa. Co to znaczy dla słuchacza? Jakie dźwięki przynosi "Shrine of the New Generation Slaves"? Orzeźwiające, zadziorne i... hard-rockowe. Tak. Wiele osób mówi, że to najlepszy album Riverside. Mi dwa miesiące zajęło całkowite przekonanie się do niego. Ale i tak moim ulubionym albumem warszawskiej grupy pozostaje "Rapid Eye Movement", ze względu na bogactwo idealnych melodii i namacalnych, momentami wręcz bolesnych emocji, jakie ze sobą niesie. Emocji i na "Shrine of the..." nie brakuje.
Oprócz dźwięków zmieniła się też tematyka tekstów. Nie mówią już o wewnętrznych rozterkach, poszukiwaniach, ale o relacji człowieka ze światem zewnętrznym.
Zmianę słychać już w otwierającym album "New Generation Slave". Tu wita nas bohater nowych czasów: sfrustrowany, zmęczony, nie mający celu. I am a free man but I can't enjoy my life (...) I wonder weather all those years hadn't been a waste of time Mocny początek.
Cały album z resztą opowiada o przesuwaniu się granicy między prywatnym a publicznym, o zniewoleniu między innymi przez technologię, o niemocy, o niemożności przejęcia kontroli nad własnym życiem. Także o pracy, która jest najważniejsza - jak w "Feel like falling" (a myślałam, że to "Tomorrow Never Knows"
Album promowany jest genialnym utworem "Celebrity Touch". To ten Riverside, który kocham najbardziej - mocny, zadziorny. W tekście zespół walczy o prawo do prywatności wbrew wszechobecnemu odarciu z intymności i wystawianiu wszystkiego na widok publiczny.
Jest tu i delikatniejsze oblicze, jak na przykład w "We Got Used to Us" ze słowami: We never talk when we fall apart i echem "Conceiving You". I know we got used to new life and I don't want to be there where we are so walk away with me" - wiele się zmieniło, niekoniecznie na lepsze. Musimy powrócić do tego, co znane i bezpieczne.
Jest i porywający "The Depth of Self-Delusion". Są i zapadające w pamięć melodie, do czego zespół również zdążył nas przyzwyczaić. A najważniejszy jest tu "Escalator Shrine". Dlaczego? Posłuchajcie sami.
Bezczelnie przyzwyczaiłam się do tego, że Riverside nagrywa fantastyczne, piekielnie mocne, miażdżące albumy. I niech tak pozostanie.