wtorek, 31 stycznia 2012

Podsumowanie roku 2011, część 1. - płyta roku

Jak obiecałam, tak czynię. Oto płyty roku 2011 w moim subiektywnym wyborze:

10. Bush "The Sea of Memories" (sentyment mam, należy im się dziesiąte miejsce za pierwszą od dziesięciu lat płytę za tę momentami genialną płytę)
9. Marketa Irglova "Anar" (za konsekwentne trzymanie się własnej niszy)
8. Peter Murphy "Ninth" (mroczny przedmiot pożądania)
7. Anna Calvi "Anna Calvi" (świetna debiutancka płyta, duszna i seksowna)
6. Steven wilson "Grace for Drowning" (czegokolwiek tknie, zamienia się w złoto)
5. Kasabian "Velociraptor!" (piąte miejsce dla Kasabian to zaskoczenie nawet dla mnie)
4. Florence + The Machine "Ceremonials" (ruda filozofia i te chóry!)
3. Gazpacho "Mass for Athropos" (jakim cudem tak monumentalny album mógł przejść bez echa?)
2. Iron & Wine "Kiss Each Other Clean" (za sam tytuł powinni dostać miejsce na pudle, a tak na serio, zwalili mnie z nóg i to od pierwszego przesłuchania)
1. PJ Harvey "Let England Shake" (zaskoczenia nie ma, o powodach mojego uwielbienia dla tej płyty już pisałam, a warto jeszcze wspomnieć, że to chyba najbardziej doceniona przez dziennikarzy płyta Polly od czasów "Stories From the City...")

Powyższego wyboru dokonałam niemałym wysiłkiem. A oto pozostałe płyty wydane w ubiegłym roku, które przesłuchałam (kolejność przypadkowa):
Piotr Rogucki "Loki - wizja dźwięku"
Fleet Foxes "Helplessness Blues"
Myslovitz "Nieważne, jak wysoko jesteśmy"
Eddie Vedder "Ukulele Songs"
The Raveonettes "Raven in the Grave"
Feist "Metals"
Tori Amos "Night of Hunters"
Marianne Faithfull "Horses and High Heels"
White Lies "Ritual"
Radiohead "The King of Limbs"
Noel Gallagher's High Flying Birds "Noel Gallagher's High Flying Birds"
Puscifer "Conditions of My Parole"
Tom waits "Bad as Me"
Kombajn do Zbierania Kur po wioskach "Karmelki i Gruz"
Lou Reed & Metallica "Lulu"
Keiser Chiefs "The Future is Medieval"
Coldplay "Mylo Xyloto"
Arctic Monkeys "Suck it and See"
Bjork "Biophilia"
Foo Fighters "wasting Light"
The Kills "Blood Pressures"
TV on the Radio "Nine Types of Light"
Blackfield "Welcome to My DNA"
Death Cub for Cutie "Codes and Keys"
Blue October "Any Man in America"
Neranature "Foresting Wounds"
Bon Iver "Bon Iver"
The Drums "Portamento"
Incubus "If Not Now, When?"
Superheavy "Superheavy"
Jane's Addiction "The Great Escape Artist"
OME "Tomek Beksiński"
Dream Theater "A Dramatic Turn of Events"
Peter Gabriel "New Blood"
Staind "Staind"
Ray Wilson "Unfulfillment"
Lenny Kravitz "Black and White America"
Cerebral Ballzy "Cerebral Ballzy"
The Horrors "Skying"
R.E.M. "Collapse into Now"
Duran Duran "All You Need is Now" (tak, tak)
Twilihgt Singers "Dynamite Steps"
The Vaccines "What Did You Expect From the Vaccines?"
Cool Kids of Death "Plan Ewakuacji"
Warpaint "The Fool"
The Strokes "Angels"
My Roit "Sweet Noise"
Closterkeller "Bordeaux"
Nosowska "8"
Beady Eye "Different Gear, Still Speeding"

piątek, 27 stycznia 2012

The Next Best Thing To Be

Czytam biografię Johna Lennona "Życie" pióra Normana Philipa. Przez pierwsze strony brnęłam ni czym przez błoto Woodstock, ale od stron opisujących start The Beatles książka zaczyna robić się fascynująca. Od roku 1965 - nie mogę się oderwać i gdyby nie obowiązki domowe, skończyłabym już dawno.
Niesamowite jest czytać o Micku Jaggerze i Marianne Faithfull wśród świty ludzi, którzy towarzyszyli Beatlesom przy nagrywaniu "All You Nedd is Love", a potem odpalić komputer i zobaczyć Pana Wielkie Usta śpiewającego razem z Johnem Lennonem. Marianne nie wyłapałam, bo większość kobiet widocznych w nagraniu ma blond włosy i fryzurę a la Faithfull. Oglądam i czuję się, jakbym tam była, jakbym była częścią wielkiej historii. I pieję z zachwytu, gdy kamera najeżdża na twarz Jaggera.
Po raz pierwszy też obejrzałam uważnie teledysk do "Free as a Bird" i wyłapywałam te wszystkie, niemal oczywiste już teraz dla mnie aluzje. 17 lat temu Beatlesi byli be i fu.
Z radością podśpiewuję razem z Johnem, Paulem, Ringo i George'm słysząc w radiu "Lady Madonna", czyli "Kobietę za ladą".
Czytam, potem słucham, wszystko wydaje mi się być tak bardzo fascynujące i niesamowite.
Niedługo w kwestii edukacji muzycznej cofnę się do epoki kamienia łupanego.

czwartek, 26 stycznia 2012

Australia Day

Mam. Dzięki kilku małym, cieszącym serce decyzjom.
Ma standardowe wymiary płyty kompaktowej. Nie różni się niczym od innych krążków. Na okładce nie ma gniewnego chłopca z wnętrza książeczki. Jest mężczyzna pogrążony we własnym świecie. Przypomina mi też pasażera "Titanica": był dumny z bycia częścią wielkiej historii, ale teraz jest martwy.
Tą płytę traktuję z wielką nabożnością. Bo przypomina mi o radości, jaką daje coś tak banalnego, jak muzyka. Bo przypomina mi o wielkiej sile muzyki, o jej sile wyrazu.
Płyta jest używana. Ktoś przede mną jej słuchał, komuś może nawet się podobała. Ktoś nie wie, że jego płyta trafiła w ręce osoby, która z radości z jej posiadania jest w stanie rozganiać chmury.
Mam w rekach coś bardzo wartościowego - coś, czego nie ma w Polsce, coś, co przyjechało do mnie z Niemiec, coś na co długo czekałam, coś, za co byłam w stanie dać duże pieniądze.
zawartość tej płyty to już osobna sprawa...
Stałam się szczęśliwą posiadaczką solowej płyty Michaela Hutchence'a. Jasne, w dzisiejszych czasach to nie problem. Ale ja w tych sprawach jestem jak dziecko, cieszę się co najmniej tak, jakby dokonał się cud...
Fajnie jest, gdy marzenia spełniają się w cztery tygodnie.

Poza tym, jak w tytule, dziś Australia Day (i pewna osobista rocznica). W internecie (jeszcze) można usłyszeć nowy utwór INXS, "We Are United", o Australii właśnie. Utwór w klimacie "dawnego" INXS, podoba mi się. Aczkolwiek większość zespołu mocno nadgryziona zębem czasu. Ale dobrze, że im się chce.
Happy Australia Day!

niedziela, 22 stycznia 2012

Ewa sama w domu

Nastał w końcu ten dzień: jestem sama w domu!
Okazuje się, że moje uszy przystosowały się do poziomu głośności odpowiedniej dla dziecka i to, co kiedyś było "na full" teraz boli.
Playlista na dzisiaj:
Keiser Chiefs - I Predict a Riot
The Music - Getaway
The Music - Take the Long Road and Walk it
Nine Inch Nails - The Perfect Drug
Nine Inch Nails - Happiness is Slavery
Smashing Pumpkins - Zero
Smashing Pumpkins - Siva
Soundgarden - Jesus Christ Pose
Pearl Jam - State of Love and Trust
Depeche Mode - Higher Love
Muse - Map of the Problematique
Kings of Leon - Sex on Fire
Bat for Lashes - Glass

I minęła godzina...

niedziela, 15 stycznia 2012

Styczeń

Ambiwalentne uczucia mną targają, jak zwykle. Muzycy nadają swoim zespołom nazwy bardzo dziwne i wymyślne (The Car is on Fire, Kombajn do Zbierania Kur po Wioskach, Sztywny Pal Azji - dziwne, że tylko nazwy polskich zespołów przychodzą mi do głowy) lub zupełnie proste. I chyba większy problem rodzi się przy tych prostych nazwach. Informacje o zespole trudno jest znaleźć. Miliony wyników wyszukiwania w wyszukiwarce na nic. Kiedy nie zna się tytułu piosenki lub nie pamięta choćby wersu z niej, trudno cokolwiek ustalić i wyszukać.
I tak problem jest z zespołem WC (idąc tropem polskim), Bush, Live (mój faworyt).
W związku z tym napiszę tylko, że sentymentalnie i zimowo powróciłam do piosenki z 2001 roku, z płyty "I Heard Myself in You", zaśpiewanej przez Simona McLeana. Z niekłamaną przyjemnością odsłuchałam tych dziewięciu minut. Nic więcej nie wiem poza tym, że nie straciła nic ze swojej magii.
January "Falling In".

niedziela, 8 stycznia 2012

Ja chcę do Marka!

W końcu nadszedł czas, by skomentować prezent od Mikołaja: książkę Marka Niedźwieckiego "Nie wierzę w życie pozaradiowe". Przeczytałam oczywiście w trzy dni, a i to dlatego, że chciałam się nieco podelektować.
Lubię słuchać pana Marka, od niego zaczęła się moja przygoda z "Trójką". a pan Marek pisze tak, jak mówi - i dlatego tak dobrze się go czyta. Jego styl zasysa. Może też jestem nudziarą?
moja książka mocno pachnie farba drukarską. Przewracam przeczytane kartki, wracam do poprzednich stron, uważnie przyglądam się zdjęciom... Ta książka to nie tylko autobiografia Niedźwiedzia, to po trochu autobiografia każdego ze słuchaczy "Trójki". Nie znam słuchacza, który nie przezywałby odejścia pana Marka do "Złotych Przebojów". Ja przezywałam nawet jego skok na bungee (jest zdjęcie!) i mam to nawet nagrane na taśmie - skok był na żywo w radiu. Tak jak Niedźwieckiemu nie udało się kiedyś nagrać głosu Piotra Kaczkowskiego, bo chciał mieć idealnie nagrany utwór, tak ja mam różne takie smaczki. Na przykład śpiewanie w tercecie razem z Piotrem Baronem i Marcinem Łukawskim ("Zaraz przyjdzie Hania"), rozmowy z Piotrem Stelmachem ("ile włosów ma sal Solo?"). Mało już tych chwil w radiu. Ale są taśmy i są wspomnienia. I jest ta książka. Dobrze, że jest. Jest mi potrzebna. Tak jak dwie książki archiwizujące trójkową "Listę przebojów". Justyna zapytała w tamtym roku, po co mi taka książka. Jest mi potrzebna, no. Nie umiem tego wytłumaczyć. Byłabym bez niej mniej pełna? (bo bardziej pusta to złe określenie) w końcu "Lista" to kawał mojego życia.
Po przeczytaniu "Nie wierzę w życie pozaradiowe" widzę, że mamy z panem Markiem dużo wspólnego: ckliwość (on ma to po mamie), skłonność do archiwizowania (on am to po tacie), pisanie pamiętnika. Na antenie powie, że nie czyta instrukcji od różnych sprzętów - i to też nas łączy.
A propos archiwizacji - wygrzebałam moje stare zeszyty, w których zapisywałam "Listę" w latach 1997 - 2005. zaczęłam prawdopodobnie od drugiego notowania, jakie przyszło mi słuchać. "Lista" była cotygodniowym obowiązkiem. Niektórzy dziwili się, że nie chcę się spotkać, bo jest "Lista" albo inny "Top wszech Czasów". Oj, ile było przez to kiedyś wyrzutów...
Moja pierwsza zapisana "Lista" jest pod datą 8. listopada 1997 roku (znalazłam w książce, bo sama nie zapisałam). I tu tez pełno smaczków. Bo kto wie, co to jest "Fell an Falling Love"? Oczywiście to "When I Fall in Love" Nathalie i Nat King Cole'ów. Tak pisało 11-letnie dziecko, które angielski znało z "Ulicy Sezamkowej". Jest też "Spiling the Will" (czyli "Spinning the Wheel" George'a Michaela) oraz "If You Makes Me happy" ("If it Makes Me Happy" Sheryl Crow).
Wielkim sercem jest zaznaczone miejsce 42. - "Zero" Renaty Przemyk.
I tak z wydruku internetowego z notowaniem 882-83 z 31. grudnia 1998 roku (musiałam mieć, skoro nie mogłam słuchać - Łukasz vel Paul, dzięki!) można dowiedzieć się, że nie podobała mi się "Elderly Woman Behind the Counter in a small Town" Pearl Jam ani "I'm Losing You" Johna Lennona(jak widać, do niektórych rzeczy trzeba dojrzeć). Sympatią natomiast darzyłam "Thank U" Alanis Morissette.
Losowo otwieram zeszyt z lat 2001-2002 i przy notowaniu 1044 zapisałam, że "kurde, 21:52 znowu wygrałam". Wysłałam kartkę z moimi typami i zostałam wylosowana. "Znowu", bo sytuacja zdarzyła się kilkakrotnie. Szkoda, że nie mam tego nigdzie nagranego... Raz nawet rodzina dzwoniła - "bo w radiu powiedzieli, że wygrałam" i czy o tym wiem. Those were the days... Trzeba by przewertować pamiętniki, żeby ustalić ostateczną liczbę wygranych. Cztery? Pięć?
Wtedy (not.1044) głosowałam między innymi na "This is Love" PJ Harvey, "In teh End" Linkin Park, "How You Remind Me" Nickelback (przedtem lub potem wygrałam całą płytę u Pawła Kostrzewy w "Trójkowym Ekspresie"), "Overcome" Live. No tak, było już po zamachach z 11. września... Moment zamachów też pamiętam - informację o nich podano, a jakże, w czasie audycji Niedźwiedzia, chyba we wtorek, pomiędzy 14 a 16. Tylko nie pamiętam, jaki był jej tytuł.
Mogłabym tak jeszcze i jeszcze.
Dobrze, że pan Marek prowadzi bloga, bo chcę jeszcze i jeszcze.

środa, 4 stycznia 2012

Top wszech czasów - spóźnione wyniki

Zagapiłam się i już mamy 4. stycznia.
Zapewne zainteresowani już znają wyniki 18. "Topu wszech czasów", ale przyzwoitość i obowiązek nakazują mi przytoczenie chociażby pierwszej dziesiątki:
10. Nirvana "Smells Like Teen Spirit"
9. Metallica "Nothing Else Matters"
8. The Doors "Riders on the Storm"
7. Queen "Bohemian Rhapsody"
6. King Crimson "Epitaph"
5. Archive "Again"
4. Deep Purple "Child in Time
3. Pink Floyd "Wish You Were Here"
2. Dire Straits "Brothers in Arms"
1. Led Zeppelin "Stairawy to Heaven"

Nasi wygrali, hurrra!
A tak na marginesie z moich 33 utworów w pierwszej setce znalazły się tylko 4. Szkoda, że nie można zobaczyć co było od miejsca setnego w dół.
Jeszcze dziesięć miesięcy i będzie następne głosowanie.