sobota, 23 lipca 2011

Freedom is just another word for nothing left to loose




























Strasznie nie lubię takich wiadomości. Amy Winehouse nie żyje. Wokalistka, która przywróciła modę na natapirowane lata 60. Porównywana czasami z Janis Joplin - nie tylko ze względu na ostry głos, ale też na nieprzeciętne osobowości. Obydwie powoli, ale konsekwentnie staczały się w dół.
Na razie nie wiadomo, co było przyczyną śmierci. Narkotyki? Alkohol? Jedno i drugie?
Wiadomo, że stanie się kolejną ikoną - jak Cobain, Hendrix, Morrison, Joplin właśnie. Jej życie to czysty rock'n'roll. Miłość, nienawiść, narkotyki, rozstania, powroty, imprezy. Życie, nic do stracenia. I muzyka. Dobrze, że ona zawsze pozostaje.

środa, 20 lipca 2011

Gdzie nie ma Maćka Maleńczuka

Z Maćkiem Maleńczukiem jest tak, jak z mistrzostwami świata w piłce nożnej, ewentualnie z olimpiadą - oczywiście w odpowiednim na nie czasie. Jest wszędzie. Mam nadzieję, że nie będzie firmował swoją twarzą jakiegoś produktu spożywczego, bo będzie do mnie wyglądał nawet z osławionej lodówki.
Maciek Maleńczuk wokalista. Związany z Pudelsami, Homo Twist.Śpiewał piosenki z Kabaretu Starszych Panów, Wojciecha Wysockiego. Najbardziej podobają mi się jednak jego duety z Anną Marią Jopek na płycie "Cave i przyjaciele", gdzie razem zaśpiewali "Tam, gdzie rosną dzikie róże" i "Henry Lee". Jasne, mógłby być takim polskim Nickiem Cavem, bo wydaje mi się, że bardzo dobrze potrafi udawać.
Jak sam przyznał, lubi tylko te piosenki, które już zna - więc od kilku lat wydaje głównie płyty z coverami. Poeta. Aktor - grał Wolanda w spektaklu "Bal u Wolanda" (na podstawie "Mistrza i Małgorzaty" Michaiła Bułhakowa) w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Pan Juror z "Idola". Wystąpił nawet w finale "X-Factor", śpiewając z Gienkiem Loską. W międzyczasie wystąpił w reklamie banku, a teraz pisze nawet powieść o Nivie mieszkającej w Niverasmanii. Według autora (dla onet.pl) będzie to "kipiąca seksem powieść o dojrzewaniu, o przemienianiu się chłopca w mężczyznę".
Jako wokalista śpiewał także w projekcie "Koledzy" z Wojciechem Waglewskim, w "Męskim graniu". Pół roku słyszałam bez przerwy, że "wszyscy muzycy to wojownicy".
Miarka przebrała się dziś rano - piosenką dnia w "Trójce" była "Ostatnia nocka" promująca płytę "Yugopolis 2". Zaskakująco łatwo wpadła mi w ucho. Tu głos Maleńczuka wybitnie nie pasuje do wymuskanego pana z billboardu. I dobrze. Wolę takie jego wcielenia, gdzie nie przesadza i nie robi czegoś dla pieniędzy.
Na koniec zagadka: to człowiek renesansu czy renesans człowieka?

niedziela, 10 lipca 2011

Dwa powody...

... dla których warto słuchać radiowej "Trójki". Dwa z wielu.
1.) o 6:15 rano można usłyszeć "Say Hello 2 Heaven" Temple of the Dog (ja wczoraj)
2.) na internetowym kanale moje.polskieradio.pl w dziale "muzyka" i dalej "ossobliwości muzyczne" pojawiają się fragmenty "Trójki pod księżycem" z Tomaszem Beksińskim

środa, 6 lipca 2011

Soulmate, Dry Your Eye

Placebo i czasy, kiedy jeździłyśmy z K. na ich koncerty. Byłam na trzech, całkiem przyzwoity wynik.
Uwaga, nadchodzimy, nadjeżdżamy. Negocjacje i najfajniejszy prezent na osiemnaste urodziny. Spacery po Warszawie i Gdyni. Koczowanie pod Torwarem razem z grupą małolatów. Tak, w 2007 roku nie bylysmy już małolatami, ale poważnymi paniami, które musiały brać wolne w pracy. Pikniki na trawie, jogurt z bułką na śniadanie. Deptanie glanami trawy na Babich Dołach. Pchanie się pod scenę, tam, gdzie na metrze kwadratowym stoi już pięć osób. Chóralne śpiewy. Płyta "Black Market Music", która w 2001 roku wywróciła moje życie na drugą stronę. Jacek, któremu "Centerfolds" wcale się nie podobało. Bieg, żeby być bliżej. Podróże pociągami z dziwnymi współpasażerami. Koszulka z Myszką Miki i elegancka kamizelka. Uniesione w górę flagi z napisem "Welcome Home". Tylko K. miała napisane na fladze "Dawaj, Stefan, dawaj". "The more you smile about that, the more you smile about life, what do you think, ladies and gentelman?". Plastry na nie do końca zabliźnione rany i żarówiaste sznurówki. Jeżdżenie metrem w te i we wte. Erotyczne tańce Stefana, które można zobaczyć też na "Soulmates Never Die - Live in Paris". Wyrwane włosy, podeptane stopy. Warszawskie śniadanie, tylko jedno. Sobowtóry i szalone gimnazjalistki. Paweł Kostrzewa i Piotr Stelmach na żywo. Zespoły supportujące: Tosteer i Hariasen, których dziś już pewnie nikt nie pamięta. Stefan, poruszaj tą chmurką.
Mam nadzieję, że drugie tyle i jeszcze więcej wspomnień przed nami...
P.S. Andrzej został na peronie w Warszawie ;)

Don' t Forget to Be the Way You Are

Upływający czas i proza życia zabijają wrażliwość, znieczulają i wtłaczają w schematy. Nie sądziłam, że kiedyś tak będzie i że to powiem. Lata młodzieńczego idealizmu wtłoczyły mi w krew przekonanie, że nie ma rzeczy niemożliwych i że ze mną będzie inaczej, niż ze wszystkimi.
Być może tak jest. Trzeba dużo siły, by się nie dać. Ale czy się chce? Czy nie lepiej/ wygodniej pozostać w swoim kokonie i zapomnieć o tym, o czym marzyliśmy; o tym, co było ważne, najważniejsze?
Jak już wspominałam ostatnie lata stępiły moje uszy. Odkryłam już dla siebie wielkie zespoły ostatnich dekad. Nowe grupy mnożą się na pęczki, trudno za nimi nadążyć. The Wombats mylą mi się z The Vines, Libertines z Babyhambles, The Strokes z Arctic Monkeys. Gubię się, a co więcej - nie mam ogromnej ochoty się w tym odnajdywać. Kiedyś chciałam więcej widzieć, więcej słyszeć - dziś coraz częściej wybieram ciszę.
Leżąc ze słuchawkami na uszach wczorajszego wieczoru, uświadomiłam sobie, że prawie zapomniałam, jak bardzo muzyka jest w moim życiu ważna i jak potężną jest siłą. Że towarzyszyła mi niemal od zawsze. Że nie warto tak do końca poddawać się trudom życia codziennego. Trzeba wykrzesać trochę czasu i dobrej woli, żeby sluchać uważniej tego, co nawet nie do końca mi odpowiada. A nuż w zalewie muzycznego chaosu kryje się jakaś perełka, którą warto wyłuskać z muszli wyłowionej z dna morza?
Przecież nie chcę, żeby muzyka kojarzyła mi się teraz jedynie z beznadzieją, mnogością tworów. Przecież z większością utworów nagranych na moim odtwarzaczu mp3 wiążą się wspomnienia; dobre, złe - moje. "Crazy Mary" Pearl Jam, pierwszy raz zasłyszane w "Topie Wszech Czasów", zanim pierwszy, drugi i ostatni raz miałam narty na nogach. "Pierrot the Clown" Placebo, gdy C. rozstawał się D. Muzyka z "Once". "A my" Piotra Roguckiego, gdy M. rozstawał się z E.. Kojący głos Anneke van Giersbergen. IAMX i pamiętne wakacje 2007 roku. PJ Harvey, na której koncert namówiłam dopiero co poznanego przyszłego męża.
Najwięcej wspomnień wiąże się z Placebo - ale o tym jutro.

Na koniec tekst jednego z moich ulubionych ostatnio utworów (jednej z pereł) - "We Used To Wait" Arcade Fire. O tym, jak z upływem lat wiele się zmienia.

I used to write
I used to write letters
I used to sign my name
I used to sleep at night
Before the flashing lights settled deep in my brain
But by the time we met
The times had already changed
So I never wrote a letter
I never took my true heart
I never wrote it down
So when the lights cut out
I was left standing in the wilderness downtown

Now our lives are changing fast
Hope that something pure can last

It seems strange
How we used to wait for letters to arrive
But what's stranger still
Is how something so small can keep you alive
We used to wait
We used to waste hours just walkin around
We used to wait
All those wasted lives in the wilderness downtown

Ooooo we used to wait
Sometimes it never came
Ooooo we used to wait
Still moving through the pain

I'm gonna write a letter to my true love
I'm gonna sign my name
Like a patient on a table
I wanna walk again
Gonna move through the pain

Now our lives are changing fast
Hope that something pure can last

niedziela, 3 lipca 2011

Ulubieniec bogów


"Nie wiem czy ten kocur jest głupi, czy genialny, ale z pewnością potrafi być szczęśliwy" - tak powiedział o nim Babe Hill.
Dziś mija czterdzieści lat od jego śmierci. Niektórzy wierzą, że żyje dalej, odcinając się od swojej Legendy.
Czterdzieści lat... Dziwne - bo gdy słucham płyty "Strange Days" wydaje mi się, że żyłam w tamtych czasach, że Lato Miłości było też moim latem, że ja też chodziłam po tej plaży, na której padło brzemienne w skutki zdanie "załóżmy zespół i zaróbmy milion dolarów".
Wszyscy wiemy, o kogo chodzi.

...jeden z moich ulubionych jego wierszy:

I WALKED THRU...

I walked thru the panter's living room
And our summer together ended
Too soon
Stranger than farther
Strangled by night
Rest in my sun burst
Relax in her secret wilderness
This is the sea of doubt
which threads harps
unwithered
& unstrung
It's the brother, not the past
who turns sunlight into glass
It's the valley
It's me

Testimony from
a strange witness