środa, 6 lipca 2011

Don' t Forget to Be the Way You Are

Upływający czas i proza życia zabijają wrażliwość, znieczulają i wtłaczają w schematy. Nie sądziłam, że kiedyś tak będzie i że to powiem. Lata młodzieńczego idealizmu wtłoczyły mi w krew przekonanie, że nie ma rzeczy niemożliwych i że ze mną będzie inaczej, niż ze wszystkimi.
Być może tak jest. Trzeba dużo siły, by się nie dać. Ale czy się chce? Czy nie lepiej/ wygodniej pozostać w swoim kokonie i zapomnieć o tym, o czym marzyliśmy; o tym, co było ważne, najważniejsze?
Jak już wspominałam ostatnie lata stępiły moje uszy. Odkryłam już dla siebie wielkie zespoły ostatnich dekad. Nowe grupy mnożą się na pęczki, trudno za nimi nadążyć. The Wombats mylą mi się z The Vines, Libertines z Babyhambles, The Strokes z Arctic Monkeys. Gubię się, a co więcej - nie mam ogromnej ochoty się w tym odnajdywać. Kiedyś chciałam więcej widzieć, więcej słyszeć - dziś coraz częściej wybieram ciszę.
Leżąc ze słuchawkami na uszach wczorajszego wieczoru, uświadomiłam sobie, że prawie zapomniałam, jak bardzo muzyka jest w moim życiu ważna i jak potężną jest siłą. Że towarzyszyła mi niemal od zawsze. Że nie warto tak do końca poddawać się trudom życia codziennego. Trzeba wykrzesać trochę czasu i dobrej woli, żeby sluchać uważniej tego, co nawet nie do końca mi odpowiada. A nuż w zalewie muzycznego chaosu kryje się jakaś perełka, którą warto wyłuskać z muszli wyłowionej z dna morza?
Przecież nie chcę, żeby muzyka kojarzyła mi się teraz jedynie z beznadzieją, mnogością tworów. Przecież z większością utworów nagranych na moim odtwarzaczu mp3 wiążą się wspomnienia; dobre, złe - moje. "Crazy Mary" Pearl Jam, pierwszy raz zasłyszane w "Topie Wszech Czasów", zanim pierwszy, drugi i ostatni raz miałam narty na nogach. "Pierrot the Clown" Placebo, gdy C. rozstawał się D. Muzyka z "Once". "A my" Piotra Roguckiego, gdy M. rozstawał się z E.. Kojący głos Anneke van Giersbergen. IAMX i pamiętne wakacje 2007 roku. PJ Harvey, na której koncert namówiłam dopiero co poznanego przyszłego męża.
Najwięcej wspomnień wiąże się z Placebo - ale o tym jutro.

Na koniec tekst jednego z moich ulubionych ostatnio utworów (jednej z pereł) - "We Used To Wait" Arcade Fire. O tym, jak z upływem lat wiele się zmienia.

I used to write
I used to write letters
I used to sign my name
I used to sleep at night
Before the flashing lights settled deep in my brain
But by the time we met
The times had already changed
So I never wrote a letter
I never took my true heart
I never wrote it down
So when the lights cut out
I was left standing in the wilderness downtown

Now our lives are changing fast
Hope that something pure can last

It seems strange
How we used to wait for letters to arrive
But what's stranger still
Is how something so small can keep you alive
We used to wait
We used to waste hours just walkin around
We used to wait
All those wasted lives in the wilderness downtown

Ooooo we used to wait
Sometimes it never came
Ooooo we used to wait
Still moving through the pain

I'm gonna write a letter to my true love
I'm gonna sign my name
Like a patient on a table
I wanna walk again
Gonna move through the pain

Now our lives are changing fast
Hope that something pure can last

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz