
Strasznie nie lubię takich wiadomości. Amy Winehouse nie żyje. Wokalistka, która przywróciła modę na natapirowane lata 60. Porównywana czasami z Janis Joplin - nie tylko ze względu na ostry głos, ale też na nieprzeciętne osobowości. Obydwie powoli, ale konsekwentnie staczały się w dół.
Na razie nie wiadomo, co było przyczyną śmierci. Narkotyki? Alkohol? Jedno i drugie?
Wiadomo, że stanie się kolejną ikoną - jak Cobain, Hendrix, Morrison, Joplin właśnie. Jej życie to czysty rock'n'roll. Miłość, nienawiść, narkotyki, rozstania, powroty, imprezy. Życie, nic do stracenia. I muzyka. Dobrze, że ona zawsze pozostaje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz