czwartek, 7 sierpnia 2014

Love, Marianne

Marianne Faithfull powraca. Następcą wydanego trzy lata temu albumu "Horses and High Heels" będzie album "Give my Love to London". Premiera planowana jest na 29. września. Wokalistka rusza w trasę koncertową, będzie ona celebracją 50-lecia obecności na scenie. Towarzyszyć jej będą muzycy znani z Portishead i Bad Seeds. Szkoda, że artystka ominie Polskę.
"Give my Love to London"... Czyżby hołd złożony miastu, w którym przyszła na świat, które dało jej szaleństwa młodości, miłość, które potem odebrało jej spokój i którego najciemniejsze zakątki poznała?
Sama płyta zapowiada się znakomicie: muzykę dla Faithfull napisali między innymi Anna Calvi, Nick Cave czy Roger Waters. Ten ostatni napisał "Sparrows Will Sing", piosenkę promującą "Give my Love to London". Ciągle jest moim wielkim przyjacielem, a był jednym z najważniejszych w latach 60.(...) Nadal spotykamy się, znam jego dzieci (...), mówiła w 2002 roku o Watersie Marianne w rozmowie z Piotrem Kaczkowskim ("42 rozmowy", 2004 r., str.364). Przyjaźń trwa nadal...
Trudny to utwór, trochę mroczny. A child breaks the ice, appears into the hidden depth... Lata mijają, a Marianne nadal dysponuje niepowtarzalnym głosem.

Tu można posłuchać nowego utworu Faithfull: https://www.youtube.com/watch?v=jE9I4lVpE64
A tu najwspanialszy, moim zdaniem, utwór zaśpiewany przez artystkę - "Crazy Love", autorstwa Nicka Cave'a, z płtyt "Before the Poison" z 2005 roku: https://www.youtube.com/watch?v=pisIqsHwbTY

Na końcu wspomnianej rozmowy z Piotrem Kaczkowskim padają bardzo ważne słowa:
Bo gdyby nie marzenia, to czym by ono [życie] było. Życie jest jak zły dowcip, naprawdę. Kiedy zaczynasz je rozumieć, smakować, wtedy ci je odbierają. To prawda, że młodość marnujesz za młodu, a gdy nauczysz się wreszcie żyć, wtedy jest już po wszystkim.

środa, 23 lipca 2014

"Jeśli nie ma miłości, to po co żyć?"



"To książka o miłości - o jej poszukiwaniu i nieumiejętności wyrażenia. I o samotności - tak wielkiej, że staje się murem, przez który nikt nie może się przebić."
To książka o dwóch śmierciach - zapowiedzianej, oczekiwanej oraz nagłej i niespodziewanej.
"Beksińscy. Portret podwójny" Magdaleny Grzebałkowskiej.
Z nich dwóch bardziej interesował mnie Tomasz. Z racji wieku nie załapałam się na jego audycje muzyczne w "Trójce". Pamiętam kilka jego felietonów czytanych w tamtym czasie w "Tylko Rocku". Pamiętam też wigilijny poranek w 1999 roku. Przez okno kuchni babci, w Puławach, obserwowałam padający śnieg i wypatrywałam przyjazdu rodziny. Obok mnie stał odbiornik radiowy, który zawsze po moim przyjeździe był przestawiany z "Jedynki" na "Trójkę". Piotr Stelmach podał wiadomość, że Tomasza Beksińskiego już nie ma.
Potem były audycje powtórkowe, poświęcone mu strony internetowe i dwie ważne dla mnie osoby poznane dzięki nim, jego filmy, jego muzyka. Jego legenda.
I ja w tej legendzie platonicznie zakochana. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, ze ulegam pięknemu złudzeniu. Większość jego słuchaczy już z tego złudzenia była wyleczona. Niektórzy do końca nie chcieli uwierzyć, że to gra i teatr wyobraźni. "Durni słuchacze" chcieli identyfikować się z nim, z jego doświadczeniami. Jakby nie wiedzieli, że pod płaszczem wampira kryje się zwykły śmiertelnik w dresie i koszulce z Tomem i Jerrym. Prawda jak zwykle okazała się być bardziej skomplikowana, a twarz wampira była tylko jedną z wielu. Choć jak wampir tragiczny, żywy po śmierci, tęskniący za tym, co miał za życia. Piotr Stelmach w filmie promującym książkę Grzebałkowskiej mówi, że Beksiński był krzyżówką zbudowaną z wielu haseł, a rozwiązanie zapewne znał tylko on sam.
A jeśli Beksiński na drugie imię miał Nosferatu, to nazwiska mogłyby brzmieć Jekyll i Hyde.
Tak jak Zdzisław przelewał na obrazy swoje lęki i niepokoje, tak eter i felietony do pewnego stopnia odzwierciedlały świat Tomasza.
Jest jeszcze Zofia, cicha bohaterka tej opowieści. Kochana i poniżana. Mam wrażenie, że gdyby nie ona, świat Beksińskich runąłby jak domek z kart.

Dawno żadna książka nie wciągnęła mnie tak mocno. Nigdy nie czułam się osierocona przez książkę.

poniedziałek, 21 lipca 2014

"World peace is none of your business..."

"...so would you kindly keep your nose out?", śpiewa Morrissey na swojej nowej, dopiero co wydanej płycie.
Historia powiązań muzyki i polityki jest długa, jednak ostatnio muzyka z głównego nurtu zasznurowała sobie usta.
Wyłomu dokonał Eddie Vedder, wokalista Pearl Jam. Na koncercie w Milton Keynes pod Londynem wyraził swoje antywojenne poglądy. Media, szczególnie w Izraelu, odebrały jego słowa jako skierowane przeciw temu krajowi. Vedder został nazwany antysemitą.
"Czekają, by przekroczyć granicę i zabrać komuś ziemię, która nie należy do nich", mówił ze sceny wokalista, "Nie chcemy dawać im naszych podatków, żeby zrzucali bomby na dzieci".
Słowa te były sprzeciwem wobec jakiejkolwiek wojny, nie tylko tej izraelsko-palestyńskiej.
W odpowiedzi na zarzuty mediów, Eddie Vedder na oficjalnej stronie Pearl Jam zamieścił manifest swoich antywojennych poglądów o znaczącym tytule nawiązującym do piosenki Johna Lennona - "Imagine - I'm still anti-war". Pisał między innymi: "Poziom smutku staje się nie do zniesienia, gdy wiemy, że na świecie toczy się tuzin konfliktów, gdy słyszymy coraz okropniejsze historie. Co stanie się z naszą planetą, kiedy smutek przerodzi się w apatię? Czujemy się bezradni, odwracamy głowy. (...) Nazwijcie mnie naiwnym. Wolę być naiwnym, szczerym i pełnym nadziei niż powiedzieć, że zrezygnowałem z obawy przed błędną interpretacją i zemstą. Wojna to ból. Nieważne, po której ze stron spadają bomby.".
18. lipca Eddie Vedder zagrał solowy koncert w portugalskiej Sesimbrze. Zaśpiewał "Imagine" Lennona oraz nawiązał do zamieszania, jakie wywołał: "Czasami ludzie źle cię rozumieją. Ale jeśli nie mówisz otwarcie, nie dowiesz się tego. Jeśli komuś się to nie spodoba, to znaczy, że ma to jakieś znaczenie. (...) Jeśli jesteś przeciw wojnie to nie znaczy, ze opowiadasz się za jedną lub drugą stroną konfliktu".
Wokalistę Pearl Jam na swoim blogu (www.kristnovoselic.blogspot.co.uk) poparł Krist Novoselic, basista Nirvany, a teraz także aktywista polityczny. "Nasz świat jest skomunikowany jak nigdy przedtem. Ludzie ze wszystkich zakątków świata współdzielą kulturę i handel za pomocą kliknięć myszki. W kontrze do tego wielkiego zbliżenia ludzkości, Izrael zbudował wysokie betonowe mury, a Palestyńczycy odpalają rakiety ponad nim (...) To nie wokalistę zespołu rockowego należy krytykować, ale półgłówków, którzy są po obydwu stronach", pisze. "Dziękuję, że podzieliłeś się swoimi odczuciami. Jestem z tobą, przyjacielu!"
Kolejnym muzykiem, który otwarcie wypowiada się na temat konfliktu na linii Izrael-Palestyna, jest wokalista Marillion, Steve Hogarth. Na swoim profilu facebookowym zamieścił prośbę o przeczytanie relacji kobiety, matki dwóch synów, mieszkanki Gazy. Przejmująco brzmią jej słowa: "Cały świat milczy".
Warto przypomnieć sobie utwór otwierający ostatni album Marillion, "Sounds that Can't Be Made" - "Gaza". To opowieść o strachu, marzeniach, codziennym życiu jej mieszkańców.
W chwilach, kiedy świat zawodzi, warto wsłuchać się w inne głosy: "Each time you vote, you support the process"

sobota, 5 kwietnia 2014

20 lat

Był 2.listopada 1998 roku. W moim dzienniku zaroiło się od zdjęć Kurta Cobaina i Nirvany oraz od dość infantylnych westchnień, które czytane dziś budzą niemałe zażenowanie. Wtedy pierwszy raz słuchałam "Unplugged in New York" Nirvany. Moje 13-letnie ja uległo i nawróciło się na jedyną słuszną religię, czyli rock and roll. To był najmocniejszy muzyczny przewrót w moim życiu - przestałam słuchać komercyjnego popu.
Dziś mija 20 lat od samobójczej śmierci lidera Nirvany, Kurta Cobaina. Radio grało odpowiednią ścieżkę dźwiękową, a dziennikarze wspominali ten moment, gdy dowiedzieli się, że to, czego można było się spodziewać, nastąpiło. Z oczywistych powodów nie mogłam tego pamiętać. Pamiętam jednak, że od chwili, gdy usłyszałam cały album Nirvany, Jego głos stał się moim głosem. Po "Unplugged..." przyszły kolejne płyty, odkrywałam kolejne nieznane mi zespoły. Wraz z kolejnymi miesiącami muzyka Cobaina oddalała się, coraz bliższy stawał się on sam. Niepozorny facet z małego miasta, dla którego główną wartością była autentyczność - idealny materiał na duchowego kumpla każdego nastolatka. Na ile po latach żyje muzyka, jaką stworzył Kurt, a na ile ten mit? Widzę, że sama byłam tą, która od muzyki woli autora. Z biegiem czasu bardziej niż Nirvanę zaczęłam cenić Soundgarden, a od słuchania "Intesticide" wolałam czytać "Pod ciężarem nieba".
Ponad dwie dekady minęły od czasu ostatniej wielkiej (naprawdę wielkiej) muzycznej rewolucji, kolejni prorocy okazali się być fałszywymi. Świat czeka. Świat tęskni.

PS. Dziś też minęło 12 lat od śmierci Layne'a Stayleya, wokalisty Alice in Chains. Szkoda, że o tym "wydarzeniu" mało kto pamięta.

wtorek, 28 stycznia 2014

Within Temptation & Piotr Rogucki

W ubiegły piątek przy śniadaniu czytałam notkę (taki nawyk) w styczniowym "Teraz Rocku" dotyczącą współpracy Within Temptation i Piotra Roguckiego. Oni szukali męskiego głosu do utworu "The Whole World is Watching" (z nadchodzącego albumu "Hydra"), on dowiedział się o tym od menedżera Comy, wysłał próbki i został wybrany spośród innych kandydatów. To takie proste. I już mamy współpracę polsko - holenderską.
Ledwo skończyłam czytać, a z radia popłynął głos Sharon del Adel, wokalistki Within Temptation. Łatwo wyczuć, co się święci, więc pokrętło powędrowało w prawo. Nie ma przypadków, pomyślałam.
Sam utwór taki przyjemny dla ucha, w stylu WT, łagodna zwrotka i mocniejszy refren, a głos Piotra Roguckiego rzeczywiście całkiem nieźle pasuje do całości.
Od dziś można oglądać teledysk nakręcony do "The Whole World is Watching". Oglądam więc. Zespół na dachu, w blasku zachodzącego słońca, do tego padający śnieg. I nagle zjawia się Roguc, z polskim wąsem, kontrastując z łagodną i przepełnioną uniesieniem twarzą Sharon. Wygląda trochę na to, że wokaliści nawet teledysk nagrywali osobno... Efekty współpracy zacne,ale raczej bez obrazka.
Do tego wydaje mi się, że zespół nagrał drugi teledysk do tego samego utworu, tym razem z Davem Pirnerem z Soul Asylum, w tej samej konwencji. Ale "this video is not available in your country". Nie do końca rozumiem zamysł nagrywania tego samego z dwoma różnymi wokalistami. Jeden dla świata, a drugi nam na osłodę?
Płyta "Hydra" będzie obfitować w gości, wśród nich Tarja Turunen i Xzibit. Życzę Roguckiemu i Comie, żeby "Whole World is Watching" oraz sześć koncertów z Therion były bogatymi w konsekwencje krokami na arenie międzynarodowej.

środa, 1 stycznia 2014

Podsumowanie roku 2013

Udało mi się podsumować rok, który już za nami. Udało się, choć nie bez problemów. Znów ważniejsze okazały się dla mnie całe płyty, a nie pojedyncze utwory, dlatego podsumowanie dotyczy jedynie albumów. Piosenek nie potrafiłam wyróżnić ani, co więcej, ułożyć ich pod cyferkami 1-20. Poza tym, w tym roku pewnie wygrałby cover (a więc nastąpiłoby złamanie moich zasad), który z upływem tygodni nie wydawał mi się już aż tak znaczący.

Nie przedłużając, oto moje ulubione albumy roku 2013:
20. The National "Trouble Will Find Me"
19. White Lies "Big TV"
18. Korn "Paradigm Shift"
17. Queens of the Stone Age "... Like Clockwork"
16. Atoms for Peace "Amok"
15. Stereophonics "Graphitti on the Train"
14. Preisner/ Gerrard/ Buchanan "Diaries of Hope"
13. Paul McCartney "New"
12. Arcade Fire "Reflektor"
11. Fish "A Feast of Consequences"
10. Steven Wilson "Raven that Refused to Sing"
9. IAMX "The Unified Field"
8. Editors "The Weight of Your Love"
7. Alice in Chains "Devil Put the Dinosaurs Here"
6. Placebo "Loud Like Love"
5. Pearl Jam "Lightning Bolt"
4. Depeche Mode "Delta Machine"
3. Riverside "Shrine of the New Generation Slaves"
2. Black Rebel Motorcycle Club "Specter at the Feast"
1. Nick Cave & The Bad Seeds "Push the Sky Away"