poniedziałek, 21 marca 2011

Kolor wiosny


No i jest. Nadeszła. Jak zawsze nieco symbolicznie chwytam się dat, ale to nieważne. Ważne, że jest już wiosna.
A oczywiście najbardziej wiosenną płytą na świecie jest "The Colour of Spring" Talk Talk z roku 1986. Od tak wielu lat nie starzeje się, co roku zwiastuje najbardziej wyczekaną porę roku.
Zespół na tym albumie odszedł od syntetycznych brzmień, z którymi do tej pory był kojarzony jako lansowany na nieoficjalnego bliźniaka Duran Duran. Ich miejsce zajęły instrumenty bardziej klasyczne, w tym organy Hammonda. I wyszło mu to na dobre, bo to zdecydowanie najpopularniejszy i najwyżej oceniany album w historii Talk Talk, który w dodatku przyczynił się do sukcesu międzynarodowego grupy.
Jego niewątpliwym atutem są urzekające, przepełnione raz optymizmem, raz melancholią melodie - ułożone przez wokalistę Marka Hollisa i Tima Freese-Greene'a.
Nie chcę rozkładać "The Colour of Spring" na czynniki pierwsze. Dla mnie jest to płyta, której słucha się od początku do końca. Tak, moim zdaniem, trzeba go słuchać, bowiem stanowi jedną całość. Od "Happiness is Easy" do "Time It's Time". Słuchać bez analizowania, za to z niekłamaną przyjemnością. To tylko osiem utworów - ale jakich!
I tak jak data nadejścia wiosny jest umowna, tak tytuł i znaczenie, jakiego przez te dwadzieścia kilka lat nabrał dla wielu osób, także. Ale to nieważne. Ważne, że są - i wiosna, i "The Colour of Spring".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz