czwartek, 30 czerwca 2011

Open'Er

Największy i najważniejszy festiwal w Polsce. Jeden z największych i najważniejszych w Europie. Rusza dzisiaj, teraz, gdy na scenę główną wchodzą Pustki.
A mnie znów tam nie ma. Niestety, zmniejsza się pula wykonawców, którzy robią na mnie wrażenie, a jeszcze mniej jest tych ulubionych, których nie widziałam na żywo. Najwięcej jest tych, których zdecydowanie nie zobaczę - Joy Division, Led Zeppelin, Nirvana, Jeff Buckley.
Festiwale mają to do siebie, że za jednym zamachem można zobaczyć kilku pożądanych artystów. Minus? Trzeba biegać po festiwalowym terenie, bo przecież scen jest kilka i, co gorsza, wybierać, kogo zobaczyć w całości, a kogo jedynie w kawałku.
Znów mnie tam nie ma... Jechać tylko po to, żeby zobaczyć Coldplay? Niee. Bardziej żałuję ubiegłorocznego koncertu Pearl Jam (mamo Konrada, pozdrowienia!). Przynajmniej zobaczyć PJ na pewno będzie jeszcze niejedna szansa.
Byłam na trzech Open'Erach (2006, 2007 i 2008 r.) i chyba mi wystarczy. Wykonawcy, którzy niekoniecznie mi pasują to jedno, a coraz bardziej snobistyczna atmosfera (przytłaczająca) to drugie. Coraz młodsze dzieciaki, fashionerskie, lans i pisk. Czyli dno. Nie zmienia to faktu, że gdyński festiwal jest najważniejszym wydarzeniem muzycznym a.d. 2011. Coldplay (dziś 0 22), Prince, Twilight Singers, The Strokes, reaktywowany Pulp, Foals, Primus.
Swoich zobaczyłam (Placebo, Editors, Interpol, Muse) i to mi na razie wystarczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz