środa, 19 października 2011

Geniusz i jego łaska


Ktokolwiek wymyślił Stevena Wilsona, ten jest geniuszem. Nawet zważywszy na mój ostatni post i ostatnią płytę Blackfield. Geniuszom wybacza się więcej. Geniusze nagrywają płyty takie, jak "Grace for Drowning".
Rock progresywny nigdy nie był moim faworytem. Lubię czasami posłuchać Genesis. Jednak bardziej podoba mi się to, co robią z tym gatunkiem współcześni, jak choćby Riverside czy wilsonowy Porcupine Tree, już niestety nieistniejący Collage. To mnie zdecydowanie zachwyca i onieśmiela.
Właśnie - ciekawe, czy Steven Wilson słucha Riverside? Bo drugi utwór na "Grace for drowning", "Sectarian" mógłby równie dobrze nagrać nasz rodzimy zespół; to utwór, moim zdaniem, bardzo w jego stylu. A to jest duuuży plus.
Smutna melodia "Deform to Form a Star", to coś, co bardzo lubię u Wilsona. To taka nowa progresywność, czerpiąca wiele z lat 70., ale jednocześnie bardzo współczesna, podbudowana klasycznym brzmieniem gitary akustycznej. Jakie czasy, taki i rock.
Podobnie brzmi "Postcard" - melancholijny utwór, oparty na brzmieniu klawiszy i skrzypiec. Wydaje mi się, że bardzo dobrze wpisałby się w ciepły nastrój płyty Porcupine Tree z 1999 roku, "Stupid Dream".
Dlaczego Steven Wilson nie pisze muzyki filmowej? Taki "Rider Prelude" jak nic pasowałby do filmów Davida Lyncha, "Belle de Jour" do jakiegoś filmu drogi, a "Track One" ze swoimi podniosłymi momentami byłby idealny jako tło do Bonda, tak samo początek "Raider II".
No właśnie, "Raider II". Czy jakieś skojarzenia z "Another Way to Die" z "Quantum of Solace" są, hmmm? A dalej jest wszystko, co uwielbia się w rocku progresywnym: zmiany tempa i nastroju, cięte riffy, długie solówki.
Tu album pownien się już zakończyć teoretycznie, opus magnum mamy za sobą, dwadzieścia minut muzycznego szaleństwa i geniuszu. Ale po nim następuje jeszcze łagodny "Like Dust I Have Cleared from My Eye" - i wcale nie jest nie na miejscu.
Także "No Part of Me" jest w utrzymane w tym samym duchu, co "Raider II". No i ta psychodeliczna i zakręcona partia saksofonu skonfrontowana z masywnym gitarowym riffem. Cudo.
Może Steven Wilson urodził się trochę za późno? Gdyby nagrał coś takiego w latach 70. byłby klasykiem na równi z Robertem Frippem (nota bene, zaproszonym tu do współpracy) czy Rickiem Wakemanem.
Teraz napiszę, że wyróżniłabym jeszcze hipnotyczne "Reminder the Black Dog" (mantrujący bas) i "Index" (mocno wysunięta na przód perkusja) i okazuje się, że "Grace for Drowning" nie ma słabych momentów.
A słowa? Raczej nie radosne, pełne smutku i gorzkich refleksji.
No god here I'm sure
This must be the cure
For all this carrion and aimless drift

("Deform to Form a Star")

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz