czwartek, 9 lutego 2012

Ciemno, zimno, pięknie


Przede mną płyta "Disintegration" The Cure.
Wczoraj słuchałam jej pierwszy raz od pięciu, może nawet sześciu lat. Przez ten czas nie miałam na nią ochoty. Nie czułam potrzeby, żeby jej słuchać. To były najintensywniejsze lata mojego życia, często wypełnione prozą, a nie poezją.
A więc sięgnęłam po nią znów, po latach... bez patrzenia na listę utworów, bez wertowania książeczki - żeby się niczym nie sugerować, żeby wspomnienia wróciły tylko i wyłącznie przez dźwięki.
Stęskniłam się za tą muzyką. Po raz pierwszy usłyszałam ją w tak dużej dawce w trójkowej audycji "Pół Perfekcyjnej Płyty" 10. maja 2000 roku. I to była jedna z tych płyt, które wywróciły mnie, moje spojrzenie na świat i na muzykę na drugą stronę. "Disintegration" kupiłam na kasecie 7. lutego 2001 roku we Wrocławiu, podczas szkolnej wycieczki do teatru. A więc minęło niemal dokładnie 11 lat, zupełnym przypadkiem. Ale ja nie wierzę w przypadki. Kaseta została w drugim-pierwszym domu, była tak często słuchana, że aż piszczy przy odtwarzaniu.
Muzyka klaustrofobiczna. Muzyka duszy. Muzyka z głębin. Przepowiadająca upadek nieba. Takie określenia, znalezione w dziennikach, są najbardziej stosowne do określenia "Disintegration".
To płyta o najintensywniejszych przeżyciach, o granicznych doświadczeniach, o głębokiej, przepełnionej smutkiem i wiedzą o nieuchronnym końcu miłości, o której marzy się, gdy ma się lat naście.
...and we shall be together...
Od dwudziestu trzech lat (album miał premierę 1. maja) są tu takie oczywistości jak "Lullaby" i "Lovesong" oraz tak monumentalne utwory jak "The Same Deep Water as You" oraz mój najukochańszy "Prayers for Rain". Jeśli chodzi o walory artystyczne, moim zdaniem, w dyskografii The Cure "Disintegration" przebija tylko apokaliptyczna "Pornography".
Jest w tym mroku namacalne niemal piękno. Zimne. Może dlatego sięgnęłam po tę płytę? Bo jest zimno, ciemno, a ja czuję się tykająca bomba zegarowa.
Paradoksalnie - prowokuje do bycia tu i teraz, bo nigdy nie wiadomo, kiedy nastąpi koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz