środa, 5 grudnia 2012

Alive in the superunknown


















Są takie dni, kiedy humor nie dopisuje, ciśnienie jest niskie, kawa nie pomaga. Wtedy najlepszym lekarstwem jest douszne zaaplikowanie sobie płyty "Superunknown" Soundgarden. Głośno. Ten walec zawsze mnie tak przeczołguje, że zaczynam podśpiewywać i powstaję niczym feniks z popiołów. Chris Cornell śpiewa niskim głosem, wszystko gra w dolnych rejestrach, prosto z trzewi. Te dźwięki poruszają te obszary, których w takie dni nie ruszy nic innego.

















A po "Superunknown" włączam nową płytę zespołu - "King Animal". O cudzie, jeszcze kilka lat temu nie podejrzewałabym, że doczekam powrotu mojego najulubieńszego zespołu. Z nowymi utworami! W oryginalnym składzie!
Narobili szumu wydając najpierw "Telephantasm" z największymi przebojami oraz "Live on I-5" z nagraniami koncertowymi. Tak, to już znamy, a przed nami zupełne nowalijki. Bałam się tej płyty, szczególnie po tym jednym solowym albumie Cornella, którego nazwy przez grzeczność i szacunek do jego pozostałej twórczości nie przypomnę. Zapowiedzi muzyków to jedno, ale... Oni zawsze są bezkrytyczni w sprawie swoich najnowszych piosenek. Fani często znoszą je gorzej.
Dobrze, westchnienie, włączam. Czyżby czas się zatrzymał w 1991 roku? W kilku pierwszych utworach mamy te same patenty, co lata temu. Wszystkie s ą zbudowane na tym samym patencie. Ale, ale te odgrzewane kotlety wcale nie smakują gorzej. To wcale nie jest źle, że jest tak samo dużo przejść rytmicznych, dziwnych, nieoczywistych melodii. Czuć tu nawiązania do wcześniejszych dokonań zespołu i to też nie jest zarzut.
Odpowiednia dawka melodyjności i soundgardenowej przebojowości następuje w nieco wolniejszym "Bones of Birds". I to jest chyba mój faworyt w tym zestawie.
Na pewno "King Animal" nie jest płytą łatwą, nie ma tu przebojów na miarę tych, które wypełniły "Superunknown". Po kilku przesłuchaniach, które mam za sobą, nie potrafię jeszcze nic zaśpiewać (poza "Been Away Too Long", które znam z radia). Trzeba jej czasu, częstego głaskania i drapania za uchem.
Nikt teraz nie gra tak jak oni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz