poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Pocztówka z Ciepłych Krajów

Już sześć lat temu pojecie "wakacje" straciło dla mnie cały swój sens i dawny urok. Nie zaznałam trzech miesięcy studenckich wakacji, bo co to za wakacje, kiedy trzeba pracować. Na moim miejscu bardziej odpowiednie jest brzydkie słowo "urlop". Brzydkie, ale ładne. Postanowiliśmy się tym razem niczym nie przejmować i o niczym nie myśleć. Zdaliśmy się na uśmiech losu i profesjonalne ręce. Sama frajda i pełna bumelka.
Choć cisza, czytaj: gwar basenu/ plaży/ deptaku też bywa przyjemna, szczególnie w tym wyjątkowym czasie, nie wyłączyłam uszu podatnych na muzykę. Niewiele jednak przez te dwa tygodnie usłyszałam. Plaża co kilkadziesiąt metrów dudniła ścieżką dźwiękową pobliskiej knajpy. Było to coś w stylu Pewnej Stacji, której nazwy nie wymienię - od "hitów" do tańczenia po Nickelback. Na tyle znośnie, żeby ułożyć się na tyle daleko, by dolatywały jedynie strzępy.
Wolałam sama mimo wszystko zapewnić sobie muzyczne tło wypoczynku. Odbiornika radiowego w hotelu nie uświadczyłam. Zastąpił go telewizor, który nadawał "Amercian Idol" (czy pani w jury to Paula Abdul coraz bardziej przypominająca śp. Michaela Jacksona?). W polskich ośrodkach wczasowych zawsze było radio, a dla żądnych telewizji była specjalna sala. Cóż, you can't always get what you want. Niezrażona, założyłam słuchawki podpięte do telefonu komórkowego i rozpoczęłam szukanie greckich stacji radiowych. W połowie z nich cały czas coś mówili w zupełnie niezrozumiałym języku. Druga połowa obfitowała w lekkie, łatwe i niekoniecznie przyjemne przeboje. Co dwie, trzy godziny litania wakacyjnych przebojów rozpoczynała się od nowa. O ile pop-rockowe, gładkie amerykańskie produkcje typu Scouting for Girls jestem w stanie znieść, o tyle roztańczona wersja "Unforgiven" Metalliki ani trochę mnie nie przekonuje. Kiedy usłyszałam ją drugi raz słuchawki i funkcja "radio" odeszły w zapomnienie. Szczęśliwy P., który wgrał sobie MP3-ki...
Jaki artysta najbardziej kojarzy się nam z Grecją? Eleni. Demis Roussos. Bezrefleksyjną odpowiedź "Grek Zorba" też zaliczamy. Ale oto w czasie długiej podróży autokarem nasza przewodniczka włącza... Maję Sikorowską. O, cudzie. Ciepły, damski głos. Zero folkloru. Fajnie. Pół Polka, pół Greczynka, prosto z Krakowa/ Salonik. Na nieszczęście po trzech piosenkach odebrano jej głos.
Dwa dni później na pirackim statku zorganizowana zabawa dla dzieci. Co gra Pan Z Klawiszem? "Careless Whisper" George'a Michaela. Dobrze, że nikt nie próbował śpiewać. W drodze powrotnej pokaz tradycyjnych greckich tańców, oczywiście przy akompaniamencie tradycyjnej muzyki na pół żywo. Zawsze to coś interesującego i egzotycznego, ale nie, nie da się. Nie da się dopchać, żeby cokolwiek zobaczyć. "Zorba" na bis. Nie mogło być inaczej. Dla turystów wszystko. Powrót do domu to zdecydowanie muzyczna ulga...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz