wtorek, 5 kwietnia 2011

Różnorodny


ma być nowy album Soundgarden, grupy, którą darzę nieskrywaną miłością. Rok minął od reaktywacji zespołu, zdążyła ukazać się (w większości) kompilacyjna płyta "Telephantasm" oraz koncertówka "Live on 15".
Ha! Czyli dane będzie mi jednak uczestniczyć w kawałku historii Soundgarden. Bo znaczna część moich ulubionych grup dawno nie istnieje i, co gorsza, w kolejnym podzbiorze znajdują się zespoły, które w oryginalnym składzie nie zagrają na pewno.
O tym, że nowa płyta ma być różnorodna w wywiadzie dla "Billboardu" mówił Chris Cornell. Ciekawe, co to znaczy? Taka wypowiedź może budzić w fanach lekkie przerażenie, głównie przez wzgląd na ostatnie solowe dokonanie Cornella, hmmm. Mam nadzieję, że koledzy Thayil, Cameron i Shephard przystopują nowatorskie ciągoty wokalisty.
Ciekawa jestem bardzo tego albumu. Czy coś zmieni w świecie rocka, czy po prostu odgrzeje stare kotlety (sojowe) i zaginie na półkach fanów? Wiadomo, że Ster, Dobre Czasy nie powrócą już, ale może grunge'owy brud będzie bardziej grunge'owy i brudny niż na płytach Creed czy Nickelback. Tak, taka mam nadzieję.
Nie wiadomo jeszcze, kiedy ukaże się ta płyta, bowiem jak twierdzi Cornell, zespół skupia się na nagrywaniu świetnego materiału, a nie na terminach i nie narzuca sobie tempa ani tym bardziej nie odczuwa żadnej presji. "Let the album decide, when it's done". So, we shall see.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz