środa, 23 maja 2012

Nie ma nas

Pochłonięta zakładaniem własnej działalności i spełnianiem marzeń niemal zupełnie zapomniałam o muzyce. Wstaję rano, włączam radio, jest muzyka. Jadę do sanepidu, nuci mi się "Gold on the Cieling" The Black Keys (dzień lepszy) lub "Black Lily" Gazpacho (dzień gorszy). Wieczorami nie mam na nic siły. Dlatego też proszę o wyrozumiałość w kwestii mojej obecności/ nieobecności tutaj. Jestem do tyłu z nowościami, tuziny płyt czekają na przesłuchanie. Niedługo wszystko ryknie ze zdwojoną siłą.
Korzystając z chwili (chłopaki śpią) słucham, słucham, słucham. I słyszę, że źle mi bez muzyki. Bo czy to normalne, że wzruszam się słuchając "Perfect Day" Lou Reeda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz