wtorek, 3 lipca 2012

Nakręcić czas



Wcześniej miało być o Piotrze Roguckim, więc proszę.
Oto ukazała się jego solowy album zbierający krążące od lat po sieci utwory, które śpiewał solo od 1995 roku (początek starów Roguca na festiwalach, konkursach).
W najnowszym numerze "Teraz Rocka" wywiad z artystą i recenzja płyty - a w niej zdanie, którego przeczytanie wywołało u mnie delikatny wytrzeszcz: To raczej polska odpowiedź na Gorana Bregovica, zanim jeszcze stał się gwiazdą popu. Wow, aż tak traktujemy lekko folkujące aranżacje z płyty "95-2003"?
W wywiadzie wokalista mówi, że ten album to nieobciążone wspomnienie wstecz (...) pamiątka z przeszłości, miłe, lekko odkurzone wspomnienie. Polecam go też, aby dowiedzieć się, co wokalista sądzi o swojej muzycznej przeszłości. Ci, którzy jednak tęsknią za dawnym Rogucem, mogą sobie obejrzeć wokalistę w zielonej koszuli z kołnierzem a la Słowacki śpiewającego "Uciekaj moje serce".
Dobrze, już wracam do "95-2003".
Aranżacja każdej kompozycji mocno się zmieniła i choć niemal każdy jest oparty na brzmieniu gitary akustycznej, tak, jak było w wersjach pierwotnych, sfera muzyczna jest znacznie bardziej rozbudowana.
"Ulotność" drażni tą rogucką manierą. Na przykładzie tego utworu można pokazać, czemu niektórzy wokalisty i Comy nie trawią. To się podobno nazywa "byciem charakterystycznym". Fakt - Roguca słychać na kilometr, nie da się pomylić z nikim innym.
Trochę inaczej ma się sprawia z "Piosenką pisaną nocą", wybraną z resztą na pierwszy singiel. Zaśpiewana łagodniej, bez prentensji. Nie wiem dlaczego, ale rytm przypomina mi mechanizm tykającego zegara.
Dalej "Drzewo" zaśpiewane nieco "aktorsko" i mój ukochany utwór, "A my". Uleciała gdzieś ta poetyka, nieco romantyzmu też. Przyznam, że gdy pierwszy raz usłyszałam tę kompozycje w radiu, byłam nieco zdegustowana. Ale z każdym kolejnym przesłuchaniem jest tylko lepiej. A były takie czasy, kiedy te słowa na zaliczenie na studiach recytował pewien student historii. A my z wiecznego niepokoju, z przelotów wiatru, z garści cienia... Tu gitara przypomina mi najlepsze wzorce, bo akurat "Battle of Evermore" Led Zeppelin.
"Anioły" prezentują najłagodniejsze oblicze Roguckiego na płycie. Cofamy się, wracamy do przeszłości. Chyba coś jeszcze w tym pewnym siebie facecie zostało z młodego chłopaka z gitarą.
Są tu też "Wrony". Piękny tekst. Moim zdaniem to, obok "A my", najlepsza solowa kompozycja Roguckiego.
Bardzo dobrym pomysłem jest zebranie wszystkich tych utworów na jednej płycie. Trochę szkoda, że nie w tych dawnych aranżacjach. Ale cóż, nie można mieć wszystkiego. A fani i tak pamietać o nich będą.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz