czwartek, 22 listopada 2012

Elegantly wasted


Dziś piętnasta rocznica śmierci Michaela Hutchence'a. Powinnam chyba napisać coś mądrego, wzruszającego, do tego z gorliwością neofity - w końcu moje skrajne uwielbienie dla INXS nie ma jeszcze roku... Powinnam napisać, że cały dzień słuchałam muzyki. Ale nie, wyjątkowo nie, bo INXS słucham niemal codziennie.
Wolałabym, żeby śpiewał i żebym mogła pisać o kolejnej fantastycznej płycie, jaką nagrał. Do feralnego roku 1997 nagrał ze swoim zespołem kilka bardzo równych płyt. Moim ulubionym jest chyba "X", zaraz potem "Full Moon, Dirty Hearts" i "Elegantly Wasted". Do tego rewelacyjna płyta solowa, kumulacja smutku, szczy publicznego obnażenia, który wcześniej widać między innymi u Kurta Cobaina i Iana Curtisa.
Gdybym mogła zadać Michaelowi Hutchence'owi jedno pytanie, zapytałabym, jak dziś postrzega siebie sprzed dekad - co myśli o tym punkującym nastolatku, o dziecku epoki, jakim był w latach 80., o gwieździe rocka z lat 90....
Hutch to muzyka i legenda, która wokół niego narosła. Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych, więc uważam, że wybrał śmierć. I to był zdecydowanie akt odwagi.
Czasami czas nie leczy ran.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz