czwartek, 14 września 2017

13.sierpnia 2017












13.sierpnia, wczesny wieczór. Amfiteatr w Dolinie Charlotty wypełnia się powoli; w chłodnym powietrzu wyczuwalna jest atmosfera uroczystego wyczekiwania. Przed nami kolejny w tym roku koncert w ramach Festiwalu Legend Rocka. I być może jedno z najważniejszych muzycznych wydarzeń tego roku.
Patti Smith. To imię i nazwisko powinno wystarczyć za rekomendację.
Napisano i powiedziano o niej wiele wzniosłych słów. Na temat jej życia, muzyki i poezji. Jej nazwisko to zawsze gwarancja czegoś ważnego. Czego – każdy z jej słuchaczy pewnie mógłby odpowiedzieć na to pytanie po swojemu.
Przed koncertem można było zakupić limitowaną wersję tomiku z tekstami Artystki w przekładzie Filipa Łobodzińskiego, „Tańczę boso”. Ona sama powiedziała, że to jej najpiękniej wydana książka”. Śmiała fraza, zachowany rytm, gęstość odniesień kulturowych usadowionych w zrozumiałym dla nas kontekście… Łobodziński, jak wiadomo, ze spotkania z najważniejszymi Artystami, wyjeżdża na tarczy. Pełne wydanie tomu w przygotowaniu. Na 2019 rok zapowiadana jest przez wydawcę, Biuro Literackie, wizyta Patti – Poetki w Polsce.
Wróćmy na scenę. W roli koncertowego suportu - Voo Voo. Muzykę poprzedziła śmiała deklaracja lidera grupy, Wojciecha Waglewskiego: zespół podobnie jak my przyjechał posłuchać Patti Smith, więc postarają się zagrać najdelikatniej i najciszej, jak to tylko możliwe, żeby nie przeszkadzać. I zagrali. Oszczędność słów oraz budowanie przestrzeni dźwiękiem i tym, co pomiędzy nimi charakteryzowały ten występ. Fajerwerki nie zawsze są potrzebne i wskazane.
Około 21:30 pojawia się Ona.
Ponad 40 lat na scenie. 10 lat od dołączenia do Rock and Roll Hall of Fame. 2 lata od ostatniego koncertu w Polsce.
Smith i jej zespół zagrali przekrojowy materiał; od pierwszej do ostatniej płyty. Najwięcej reprezentantów miał album „Gone Again”, bo i otwierający koncert „Wing” i „Beneath the Southern Cross” i „Summer Cannibals” w środku setu.
Przed „Ghost Dance”, utworze, który powstał pod wpływem muzyki rdzennych Amerykanów Artystka nawoływała do obrony Puszczy Białowieskiej. Przed „People Have the Power” wspomniała „pewnego wielkiego człowieka”, który zainspirował ten utwór. Ciekawie, czy świadomie, znając aktualną sytuację polityczną w Polsce, pominęła jego nazwisko…
Tu chodzi o wolność. Wolność i odpowiedzialność. Smith nadal bardzo poważnie traktuje to, co robi dając młodszym kolegom przykład czym jest odpowiedzialność artysty.
Patti wspominała ze sceny Bliskich, których już nie ma: reżysera Andrieja Tarkowskiego [recytując „Tarkovsky (The Second Stop Is Jupiter”)]; męża, Freda „Sonica” Smitha (przed pełnym żaru „Because the Night”) oraz zmarłego niedawno aktora, niegdysiejszego partnera, Sama Sheparda. To wszystko przez Nich i dla Nich.
Usłyszeliśmy także „Dancing Barefoot”, „My Blanken Year” i „Peacable Kingdom”. Na koniec „Gloria”, na bis „People Have the Power” – wyznanie wiary w człowieka.
Wyglądali jak grupa przyjaciół, która po prostu spotkała się, żeby sobie pograć. Byli blisko, na wyciągnięcie ręki. Sama Patti nie onieśmiela – choć wszyscy wiemy, skąd przyszła i jak wiele zrobiła dla świata sztuki. Budząca zaufania, skracająca dystans, będąca na wyciągnięcie ręki. W luźnych dżinsach, programowo za dużej marynarce, w czapce, z burzą siwych długich włosów i kubkiem herbaty w ręce.
Dużym nietaktem byłoby wytykanie Patti Smith wieku. Czas płynie, wszystko się zmienia, ale to, co najważniejsze pozostaje niezmienne: głos i przekaz. Ma ona też cechę, której brakuje wielu: dystans do siebie. Wystarczy przypomnieć ubiegłoroczny występ na Glastonbury, gdzie swój upadek na scenie skomentowała „i co, k****, z tego?”. W Dolinie Charlotty ciężar gatunkowy był mniejszy (pomyłka w tekście), ale zamiast zażenowania zobaczyliśmy na jej twarzy tylko i aż szeroki uśmiech.
Patti Smith Group tworzą: Lenny Kaye – współpracownik od ponad 40 lat, syn artystki Jackson Smith, Tony Shanahan i Jay Dee Daughtry. Perfekcyjna maszyna, mocno skupieni na swoich instrumentach towarzysze wokalistki. Ich gra była pełna spokoju, daleka od punkowej wrzawy. Oni nie muszą.
Publiczność, choć szczelnie nie wypełniająca amfiteatru, była w pełni oddana i reagująca na każdy, nawet najdrobniejszy gest artystki. Jedynie oni przypominali, że ta piątka na scenie to Ikony.
Tak, mam do Patti Smith stosunek nabożny.
Tak, ten koncert spełnił wszystkie moje oczekiwania.
Tak, nadal tańczę. Boso.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz