sobota, 9 września 2017

BYĆ JAK DOLLY WILDE


Lata nastoletnie to czas bez precedensu. Wspominamy je ze łzami w oczach, uśmiechem, czasem z uczuciem lekkiego zażenowania. Jednak będąc w oku cyklonu zwanego dojrzewaniem, trudno o dystans, jaki dany jest nam później.
Wszyscy chcielibyśmy być wtedy lubiani, ładni, po prostu fajni. I to nie zmienia się w zależności od czasu czy szerokości geograficznej.
To czas, kiedy „wszyscy bez wyjątku tkwią w nieładzie szaleńczego aktu autokreacji próbując wymyślić sobie przyszłość, w której się odnajdą”, jak mówi Johanna, bohaterka książki „Dziewczyna, którą nigdy nie byłam” Caitlin Moran.
Sytuacja życiowa 14-letniej Johanny Morrigan nie przedstawia się interesująco: jest gruba, ma „nietypową” urodę, mieszka z rodziną w przeciętnym angielskim mieście przełomu lat 80. i 90., nigdy się nie całowała. Dzięki pewnemu wierszowi i audycji legendy angielskiego dziennikarstwa muzycznego, Johna Peela, jej życie zaczyna się zmieniać. Przyszłość w końcu klaruje się, a codzienność nabiera kolorów. Mijają dwa lata, a Johanna dzięki konsekwencji i uporowi zostaje dziennikarką muzyczną. Rodzi się na nowo przyjmując pseudonim Dolly Wilde. Zmiana nie jest jedynie formalna: dziewczyna staje się cyniczna, głośna, nosi mocny makijaż i symboliczny czarny cylinder. Tak wkracza w nowy, wciągający świat Londynu, redaktorów czasopisma, w którym pracuje, koncertów i spotkań z muzykami. Jeśli wchodzisz między wrony, musisz krakać tak jak one – ale tak, aby brzmiało to legendarnie. I wtedy „wszyscy kochają nieznośnego bachora na fali”.
„Dziewczyna, którą nigdy nie byłam” to opowieść o tym, że błędy młodości należy popełniać w młodości, a szczęśliwy ten, kto umie wyciągnąć z nich odpowiednie wnioski. To książka o niezwykłej intensywności poznawania i przeżywania po raz pierwszy. O tym, jak wszystko mocno rezonuje, kiedy ma się naście lat. O tym, jak się szuka, jak się marzy, jak się przecenia i nie docenia.
Caitlin Moran na wstępie zastrzega, że życie Johanny nie ma nic wspólnego z jej przeżyciami. Znając życiorys Moran można jednak dostrzec mnóstwo punktów zbieżnych: autorka jako 13-latka wygrała swój pierwszy konkurs literacki, a trzy lata później zaczęła współpracę z „Melody Maker”. Podobnie jak Johanna pochodzi z wielodzietnej rodziny, mieszkała w Wolverhampton i dość wcześnie porzuciła edukację.
Niemały wysiłek włożony w napisanie tej książki, do którego przyznaje się autorka, opłacił się. „Dziewczyna..” należy do tej grupy książek, które wciągają bez reszty. Salwy śmiechu podczas czytania gwarantowane. Ba!, to nawet gotowy materiał na film. Dodatkowe punkty należą się za niezwykłą szczerość i bezpruderyjność języka (żeby nie nazwać jej lekką sprośnością). Wszystko to sprawia, że życie Dolly, to znaczy Johanny, staje się naszym udziałem – choć czasami wzbudza uśmiech politowania.
Uważam, że to nie jest książka dla nastolatek. Na miejscu matek córek obawiałabym się, że niemal każda dziewczyna, która ją przeczyta rzuci szkołę, by – jak Dolly - w końcu móc wypowiedzieć legendarne słowa „Jestem z zespołem”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz