sobota, 27 stycznia 2018

W oczach niknie ten świat... L.Stadt, "L.Story", 20.stycznia 2018r.

Rozochoceni tym, co widzieliśmy 12.stycznia w studiu im. Agnieszki Osieckiej, zaraz po powrocie we wrocławskie cztery ściany, postanowiliśmy zafundować sobie powtórkę z rozrywki i jeszcze raz posłuchać L.Stadt na żywo.
Okazja sama zbliżała się wielkimi krokami: tym razem sami, we Wrocławiu, a do tego z koncertem promującym płytę „L.Story”. Nie można nie skorzystać.

To płyta zupełnie wyjątkowa. Teksty, autorstwa reżysera, scenarzysty i obecnego dyrektora Teatru Pinokio z Łodzi, przenoszą w przeszłość. Niosą tęsknotę za tym, co było kiedyś, osnute są wokół tematów pamięci i przemijania. Podąża za nimi skomponowana przez zespół muzyka oraz sposób interpretacji wokalisty, Łukasza Lacha. Razem tworzą kompletny obraz świata, który powoli, ale nieuchronnie odchodzi.
Ten materiał miał premierę we Wrocławiu 14.lipca 2016 roku; zespół wykonał go razem z Wielkim Chórem Młodej Chorei w ramach Koalicji Miast Dla Europejskiej Stolicy Kultury. Z założenia jednorazowy spektakl, mający przedstawić rodzinne miasto muzyków – Łódź - również dzięki wyjątkowemu odbiorowi przerodził się w projekt płytowy. Teraz L.Stadt powrócili do Wrocławia, by ponownie wykonać go w całości.

To, co działo się 20.stycznia w Imparcie można jednym zdaniem określić jako spektakl muzyczny z elementami koncertu rockowego. Zaczęli dokładnie tak samo, jak kilka dni wcześniej w Warszawie – od dwóch utworów z debiutanckiej płyty: „March” i „Wait”. Zaraz potem przeszli do prezentacji swojej ostatniej, w pełni polskojęzycznej, płyty w całości.
Muzycznie ten materiał na żywo nie różnił się bardzo od tego, co słuchać na albumie. Usłyszeliśmy pełne emocje i pasji wykonania. Zespół wspomagany był na scenie przez czteroosobową reprezentację Wielkiego Chóru Młodej Chorei. Ich obecność, zarówno na płycie, jak i na koncercie, uwypukliła liryczną, delikatną stronę tych utworów.
Na „L.Story” spotykają się elektronika z brzmieniem rockowych gitar, liryka z rock and rollową frazą. I tak tez było na scenie Impartu. Od wzniosłego, transowego „Strumienia świadomości” przez rozwibrowane „Gdybym” (śpiewane przez Adama Lewartowskiego) aż po potężne „Od nowa”.
„L.Story” klamrą spina „Strumień świadomości” – jak sen, który przychodzi i odchodzi. To, co pomiędzy, jest świadectwem ze świata, który gaśnie.
To ludzie, których brakuje („Oczy kamienic”).
To miejsca, których już nie ma („Most”).
To wołanie o stary, dobrze znany porządek („Halo”).
To, co znane znika. Duchy przeszłości unoszą się nad miastem. Ale to przecież nie jest ostateczny koniec. Trzeba tysiąca kobiet, mężczyzn, starców, dzieci, głów i pieśni, ale ten świat można odtworzyć. Wszech obecna jest tu nostalgia, melancholia. Ale nie smutek. Przemijanie, zmiana, stare, nowe, znane, jeszcze nienazwane - tak po prostu jest, musi być. Trzeba to zaakceptować, to fundament dla przyszłości.
Cichym bohaterem jest tu samo miasto – świadek ludzkich historii, z zapisanymi w jego topografii losami pojedynczych osób. Ono trwa, gdy osobiste światy rozpadają się na kawałki.

Łukasz Lach ma związane z tą płytą osobiste wspomnienia. „L.Story to płyta o czasie. O działaniu czasu, który ja w danym momencie dość mocno odczułem”, opowiadał w jednym z wywiadów przy okazji premiery płyty. Jak mówi, te teksty były dokładnie odzwierciedleniem tego, co wtedy czuł; trudnego czasu pełnego osobistego bólu i dojmującego poczucia przemijania.
Było to też zupełnie nowe doświadczenie dla Lacha jako wokalisty: zaśpiewał teksty wyłącznie po polsku i na dodatek napisane przez kogoś innego; do tej pory pojawiały się one w twórczości zespołu jedynie okazjonalnie.

Na bis zabrzmiał jeszcze „Londyn” z płyty „L.Stadt” oraz ponownie „Oczy kamienic”.

Kolejny wyjątkowy, piękny wieczór; zapewne nie tylko dla mnie. Muzyka po raz kolejny opowiedziała historie każdego z nas, historię tęsknoty i wspomnień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz