niedziela, 1 października 2017

23.września 2017


Sully Erna, wokalista Godsmack, dał we Wrocławiu bardzo energetyczny solowy koncert. Ładujący osobiste baterie słuchaczy do pełna.  
Jego solowa twórczość prezentuje oblicze łagodniejsze od hardrockowego Godsmack. Muzycznie opiera się w dużej mierze na brzmieniu akustycznej gitary, fortepianu czy nawet instrumentów smyczkowych. Również wokalnie jest więcej okazji do zaprezentowania swoich możliwości. Bliższa jest zdecydowanie kierunkowi, jaki obrał Godsmack na akustycznej płycie „The Other Side”.  
Koncert zaczął się od krótkiego filmu zadającego pytanie o to, w jaki sposób dźwięk, będący przecież jedynie drganiem, oddziałuje na ludzi. A że oddziałuje – i to jak! - dało się odczuć w sobotni wieczór już od pierwszych chwil.  
Zdecydowanym wyróżnikiem zespołu Sully’ego Erny jest drugi głos należący do Lisy Guyer. To ona także wizualnie skradła niemal cały show. Jej taniec idealnie oddawał charakter muzyki.  
Set listę wypełniły głównie utwory z dwóch solowych albumów wokalisty – „Avalon” z 2010 roku i „Hometown Life” z 2016 roku. Byliśmy więc świadkami nostalgicznego powrotu do rodzinnego Lawrence, wysłuchaliśmy opowieści dedykowanej córce w „My Light”. Było energetycznie w „Turn it up” czy nowym „Can you see it coming”, łagodnie w “Different Kind of Tears”, “The Departed” i “Broaken Road”, transowo w “Sinner’s Prayer” i “7 Years”. Łza zakręciła mi się w oku podczas “Falling to black”. Erna, schowany za pianinem, oświetlony był jedynie punktowym jasnym światłem. Najważniejsi byli ci, których już nie ma. Ich sylwetki podczas tego utworu pojawiły się na ekranie – od Elvisa Presleya i Buddy’ego Holly przez Jimi’ego Hendrixa, Jima Morrisona, Davida Bowie, Marca Bolana, aż do Layne’a Staleya, Scotta Weilanda, Chrisa Cornella i Chestera Benningtona. Hołd temu ostatniemu Erna oddał także muzycznie – jego „Crawling” zagrane wyłącznie z akompaniamentem klawiszy zabrzmiał na bis.  
Wbrew wyraźnie słyszalnym prośbom fanów, nie pojawił się żaden utwór z repertuaru macierzystej formacji. Zamiast nich pojawiło się kilka coverów – „Sympathy for the Devil” Rolling Stones’ów na samym początku, odśpiewane przez publiczność „Nothing Else Matters” i, na bis, wspominany już „Crawling” oraz „Dream on” Aerosmith z wplecionym fragmentem beatlesowskiego „Hey Jude”.  
Erna zapowiedział na przyszły rok nową płytę Godsmack i obiecał powrót do Polski. W końcu tu, so far, publiczność jest najlepsza. Zawsze zastanawiam się, czy to nie wyłącznie kurtuazja, ale widać było, że muzycy bawili się świetnie - nie tylko kiedy basista, Tye Zamora, robił śmieszne miny.  

Zdjęcia z koncertu dzięki uprzejmości Marka Wilczyńskiego: http://marekwilczynski.com/lens_portfolio/sully-erna/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz