sobota, 18 września 2010

Detronizacja























I to absolutna. Zdetronizowany został dotychczasowy lider mojej listy ulubionych utworów. I to nie tylko aktualnie, ale w ciągu całego roku. Przez ostatnie trzy tygodnie melancholijnie panował zespół Kula Shaker. Przez osiem miesięcy lidera nie było - bo nie było nic, co by mnie absolutnie powaliło. Aż do "Peter Pan R.I.P.". Niestety, muszą ustąpić miejsca na szczycie. "Niestety", bo należało się Kula Shaker. Bardzo chciałam, żeby tytuł "utworu roku 2010" przypadł właśnie im. Nagrali rewelacyjną płytę i wrócili z niebytu.
15. września, przed czterema dniami, nastąpiła detronizacja. Brutalna. Kula Shaker musieli ustąpić. Bo oto na świecie pojawił się nowy singiel Kings Of Leon, "Radioactive", zapowiadający płytę "Come Around Sundown". Nie zostawili jeńców, nawet nie rozglądali się dookoła. Po prostu wyszli na światło dzienne i odpalili absolutną bombę.
"Radioactive" jest superprzebojowy, porywający, ale dopiero od drugiego przesłuchania. Gdy po raz pierwszy usłyszałam go w "Trójce" 13. września (był piosenką dnia) pomyślałam: o, Kings Of Leon napisali kolejny hit, kolejny "Sex on Fire", który porwie masy.
Dwa dni później, kiedy już zdążyłam zapomnieć, że taki zespół istnieje, "Radioactive" wdarł się do mojej głowy przez słuchawki. I już nie było odwrotu. Noga sama chodzi, usta już śpiewają słyszany po raz drugi refren.
Z "Sex on Fire" było podobnie. Pewnego letniego wieczoru 2008 roku, w "Trójce" Anna Gacek kazała zapowiedzieć absolutną premierę Piotrowi Stelmachowi, bo ona się wstydzi wymówić tytułu. Na pierwszy rzut ucha - "okeeeeej, niezłe". Ale grało tak, że zostało moją piosenką roku.
"Radioactive" najlepiej słuchać właśnie przez słuchawki lub głośno na względnie dobrym sprzęcie. Tak, aby od razu wdzierało się do głowy, do mózgu. Nie polecam natomiast słuchania z równoległym oglądaniem teledysku - on bowiem przypomina raczej charytatywną wizytę w Afryce. Machamy do kamery, gramy w piłkę, razem śpiewamy. W teorii ma być to chór gospel, więc babcia Followill powinna być zadowolona - "Nie pójdziemy do piekła tak szybko, jak jej się wydaje", twierdzi Nathan Followill. Generalnie: o-o. "New Musical Express" podśmiechuje się pod nosem.
Coś mi się jednak zdaje, że w tym roku o tytule najważniejszego utworu zadecyduje humor, hormon, nastrój i impuls. Taki nadmiar bodźców nie pozwala mi rozsądnie myśleć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz