niedziela, 5 września 2010

Smyczkiem po elektrycznej

...czyli rzecz o koncertach zespołów rockowych z towarzyszeniem orkiestr symfonicznych.
Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam!
Przede wszystkim "S&M" Metalliki. Tak, temat wyświechtany i przegadany na wszystkie strony. A mi się podoba. Każdy z utworów zawartych na tej płycie, choć już dobrze znany od lat, jest wyjątkowy. Z towarzyszeniem orkiestry zyskuje na mocy, której już przedtem miał sporo. Moim faworytem od lat są "Bleeding Me" i "Outlaw Torn". Zupełnie niesamowite.
Wydaje mi się też, że rockowy kawałek z towarzyszeniem całej orkiestry, czy to z Warszawy, czy z samego San Fransisco jest jakby bardziej szlachetny. To musi być fanatstyczne uczucie słyszeć, jak dzielna skrzypaczka z renomowanej orkiestry gra twój, w pierwotnej wersji, metalowy utwór. Może też nadanie takiego klasycznego rysu wrzeszczącym gitarom jest pewną formą ich złagodzenia? Przy co łagodniejszych kawałkach moja mama mówi, że jej się podoba, a dopiero potem pyta co to. Przeważnie jest odwrotnie.
Zawsze marzyłam, żeby mieć choć trochę talentu muzycznego. Skoro nie umiem śpiewać, to może chociaż gra na fortepianie? Cóż, to nie jest takie proste jak wiadomo. Ale jakże fajnie byłoby tak sobie grać "For Whom the Bell Tolls"...
Muzyki klasycznej nie potrafię słuchać. Nie lubię i nie chcę lubić. Wolę ostrzejsze kawałki. Już nie przekonuje mnie nawet, że Rachmaninow napisał wszystkie swoje utwory w tonacji durowej, czyli tej smutniejszej, czyli tej lepszej (dla moich melancholijnych uszu). Co innego fuzja orkiestry z rockiem. Chociaż oczywiście wiem, że muzyka klasyczna i grana przez muzyków klasycznie wyksztalconych to nie to samo.
Moc, siła, potęga, przestrzeń - takie określenia przychodzą mi na myśl. "S&M", "Black Symphony" Within Temptation, "Elect the Dead Symphony" Serja Tankiana... Jestem bardzo ciekawa płyty z koncertem rockowo-symfonicznym Comy. Pomysleć, że kiedyś dałabym się pokroić za ten zespół, a teraz nawet nie mogę go słuchać w większych ilościach. Ale ciekawa jestem - bo może orkiestra ucięła trochę tej dziwnej, przerośniętej formy, w jaką obrosła Coma.
Niestety, po Metallice coraz więcej zespołów na fali sukcesów poszło w tę symfoniczną, szlachetną stronę. Nawet nasz Perfect. I Sting. I pewnie tak "eksperymentowawały" tuziny innych, o których nie pamiętam... Taki sam los spotkał także (i także niestety) moją jeszcze bardziej ulubioną formę muzyki rockowej - koncerty unplugged. Ale o tym innym razem.
Póki co pomoshuję trochę przy "Black Symphony". Po co wpuszczać do Brzucha tylko Mozarta, skoro można połaczyć przyjemne z pożytecznym?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz