piątek, 3 września 2010

Peter Pan is dead


"Świat jest ciekawszy niż dziesięć lat temu: masowa komunikacja, wojna, śmiesznie wąskie dżinsy" powiedział Crispian Mills i nagrał nową płytę, "Pilgrim's Progress". Nową, dopiero czwartą płytę swojego zespołu, Kula Shaker. Dopiero, bo zespół istnieje już 15 lat...
Zaczęło się od albumu "K" w 1996 roku. Piekielnie mocny debiut, w rodzimej Wielkiej Brytanii obwołany od razu płytą roku. Staromodnie psychodeliczne brzmienie i fascynacja wisznuizmem, z której narodził się cały album, najwyraźniej swoje odzwierciedlenie w utworze "Tattva". Słyszałam go po raz pierwszy w 1998 roku, w niemieckiej telewizji muzycznej. Spadłam z krzesła. I kupiłam całe "K". To był chyba jedyny przypadek, kiedy kupiłam album nie znając większości jego zawartości.
Rok 1999 przyniósł "Peasants, Pigs & Astronauts". Krytycy kręcili nosami. Ja w majowym numerze miesięcznika "XL" poświęconemu muzyce brytyjskiej wpatrywałam się w zdjęcie zespołu i wczytywałam w krótki, za krótki, wywiad.
Dziś możemy słuchać już czwartego albumu Kula Shaker. O trzecim, "Strange Folk" z 2007 roku, nie wspominam, ponieważ nic o nim nie wiem. Nawet nie wiedziałam, że się ukazał. Przemknął niezauważony, także dla moich uszu.
Gdzieś po drodze zespół zdołał się jeszcze rozpaść i zmienić skład.
"Pilgrim's Progress" znam już na wylot. Jest re-we-la-cyj-ny! Promujący go "Peter Pan R.I.P." jest najczęściej nuconą przeze mnie piosenką od powrotu z wakacji. Delikatny, wyciszony, z pięknie grającymi instrumentami smyczkowymi. "Ophelia" i "Cavalry" nawiązują do modnych ostatnio brzmień folkowych czy też innego new acoustic movement. Ten pierwszy zawiera w sobie beatelsowską dawkę psychodelii, drugi - nieprzygnębiającą dawkę melancholii, takiej jak lubię najbardziej. Do tupania nogą zachęca "Modern Blues". A i tytuł mówi sam za siebie. Kula Shaker tym razem nasłuchali się muzyki epoki dzieci-kwiatów. Wystarczy posłuchać chociażby właśnie "Modern Blues" czy "Only Love". Z drugiej strony "Ruby" i "Barbara Ella" cofają nas jeszcze głębiej - do czasów słodkich piosenek o miłości. "All Dressed Up" od razu zapada w pamięć. W "Figure it Out" chyba po raz pierwszy od początku płyty pojawia się element orientalny w postaci sitaru. Moje pierwsze, bardzo spontaniczne skojarzenie: "Tomorrow Never Knows" The Beatles. A dalej mamy instrumentalny "When a Brave Needs a Maid", który pobrzmiewa echem muzyki rdzennych Indian, smutny "To Wait Till I Come" oraz rozleniwiony "Winter's Call".
Crispiana Millsa nadgryzł ząb czasu, już nie jest tym samym uroczo rozbrykanym chłopcem. Ale to przecież nie najważniejsze. Dojrzał, a wraz z nim jego muzyka. Trudno się spodziewać kolejnego szaleństwa, jak w Deep Purplowym "Hush", choć niektórzy by pewnie tego oczekiwali. Czasami to dobrze, że pewne rzeczy już nigdy nie będą takie same.
Płyta roku? Możliwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz