piątek, 5 listopada 2010

Notowanie 1501

Trwa od 19:05. W ubiegły piątek miało miejsce 1500 notowanie Listy Przebojów Programu III. Niby nic, a jednak 28 lat za słuchaczami. Lista nadaje nieprzerwanie, mimo kataklizmów, politycznych zmian dyrekcji, mimo czasowej nieobecności jej ojca, Marka Niedźwieckiego.
28 lat. Być nie może.
Dla mnie Lista zaczęła się w grudniu 1996 roku. To było notowanie może 773, 774? Pamiętam, że wtedy zapowiadano świętowanie przedświątecznego wydania 777. I pamiętam, że byłam bardzo zawiedziona nieobecnością na Liście mojego ulubionego zespołu, Kelly Family. Gdy powiedziałam o tym czternaście lat później Niedźwiedziowi, ten tylko uśmiechnął się pod wąsem. Zostałam z Listą, potem przyszło słuchanie „Trójki” i jej innych audycji.
Szczególnie na etapie poznawania muzyki Lista była ważna – wtedy byli na niej tacy wykonawcy jak The Cure, Garbage czy Pearl Jam. A koniec lat 90. i początek nowej dekady (jak to się mówi? – lata dwutysięczne?) to czas, kiedy Lista była ważniejsza niż cokolwiek innego. W piątki od 19 do 22 nie było mnie dla nikogo. Koleżanka, film w telewizji, spotkanie rodzinne nie miały szans.
Tęsknię za tymi czasami. Chyba już nie powrócą, życie wywróciło się do góry nogami i już nie jest takie proste jak kiedyś. Ale Lista trwa nadal i dzisiaj jej kolejne notowanie. Teraz, wymiennie, co tydzień, prowadzą je Niedźwiedź i Piotr Baron. Lista miała wielu druhów zastępowych. Pamiętam notowanie 888 z 9. lutego 1999 roku - poprowadził je po raz pierwszy Piotr Stelmach. Wszystko mu się wtedy trzęsło ze strachu. Pamiętam też notowanie prowadzone przez Kubę Strzyczkowskiego – zostało mu sześć minut audycji i pierwsza dziesiątka do zagrania. Tak, to zdecydowanie były CZASY.
Lista dorobiła się dwóch książek o sobie, a trzecia podobno w przygotowaniu. Świetnie. Mam drugą z autografem, pierwsza (nakład wyczerpany) w aukcjach internetowych osiąga wysoką cenę (prezenty mile widziane). Było też mnóstwo reportaży i pewnie drugie tyle prac magisterskich na ten temat. Jest też forum – www.forumlp3.pl
Mi pozostało kilka zeszytów z notowaniami i zaznaczanym obok poszczególnych piosenek poziomem uwielbienia. Serduszka, gwiazdki, wykrzykniki. Mam też kasety magnetofonowe z wyjątkowymi fragmentami audycji – a to Pierzasta śpiewa piosenkę Yugotonu, a to Marcel i Balonik śpiewają piosenkę świąteczną, a to Stelmi pyta ile włosów ma Sal Solo, a to Helen losuje moją kartkę i wygrywam zestaw singli.
Cały ubiegły tydzień słuchałam podsumowania 1499 notowań. I łapałam się na tym, że te nowsze utwory, powstałe po 2000 roku, traktuje trochę po macoszemu. Jakby były mniej częścią Listy niż te starsze. Bo Lista to przecież bardziej te dawne czasy, kiedy muzyki słuchało się z radia, a nie z Internetu. To była zupełnie inna magia. Załapałam się więc na te kilka ostatnich wspaniałych lat. Mimo że na większość największych przebojów byłam za mała lub nie było mnie wcale czuję, że są one bardziej moje i bardziej niepowtarzalne. Coś, co trudno wytłumaczyć… To właśnie z większością z tamtych utworów jestem emocjonalnie związana. Z tymi nowymi nie.
Numerem 1 w notowaniu 1000. było „A Thousand Years” Stinga. Przy notowaniu 1500. nie było w zestawie do głosowania piosenki z liczebnikiem, ale było „Radioactive” Znanego Wszystkim Zespołu. Ale na miejscu pierwszym znalazł się „Love Shack” Acid Drinkers i Ani Brachaczek. Ot, niespodzianka. I takie troszkę nawiązanie do dawnych, lepszych czasów.
Może jutro „Radioactive” wskoczy na szczyt? W końcu wszyscy jesteśmy albo radioaktywni, albo radiogłowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz