niedziela, 11 lipca 2010

Love Amongst Ruin


Co za pretensjonalna nazwa... Uaa. A to nazwa nowego zespołu Steve'a Hewitta, byłego perkusisty Placebo. Miłość pośród ruin... A na stronie głównej strony internetowej bukiet zwiędłych róż. Gorzej być nie może. I nie jest. Wystarczy posłuchać muzyki.
Zespół powstał stosunkowo niedawno, jego debiut sceniczny miał miejsce 9. czerwca. Na album przyjdzie czekać jeszcze do 6. września. A pod koniec września dwa koncerty w Polsce: w Poznaniu i Warszawie. Na brak zainteresowania chyba nie będzie co liczyć, mając na uwadze swoisty fanatyzmu, z jakim był przyjmowany w naszym kraju poprzedni zespół Hewitta.
Od momentu odejścia z zespołu w 2007 roku przestałam śledzić jego dalsze poza-Placebowe losy. Skupienie pozostało oczywiście na jego byłym zespole i nowym, świeżym perkusiście.
Trudno było mi sobie wyobrazić Steve'a Hewitta w nowym zespole. Był w końcu "tylko" perkusistą. W Love Amongst Ruin (brr, co za nazwa!) jest gitarzystą, kompozytorem i wokalistą, czyli liderem pełną gębą. Trudno mi wyobrazić sobie "nowy zespół Steve'a Hewitta", gdzie sam zainteresowany siedziałby za perkusją. To już nie to samo.
Obok Hewitta grają Steve Hove (gitara; nie mylić ze Stevem Howe), Laurie Ross (wiolonczela, klawisze), Magnus Lunder (gitara basowa), Donald Ross Skinner (gitara) oraz Keith York (perkusja).
Debiutancki singiel "So Sad (Fade)" jest surowy i zimny. Lepiej prezentują się np. "Away From Me" (ballada w klimacie The Cure) czy "Bring Me Down". Hewitta wokalistę znamy z coveru "Daddy Cool" Boney M., jeszcze z czasów Placebo. A to daje słabe wyobrażenie o ty, co potrafi pan Steve jako śpiewak. Zaskakujące uczucie. To naprawdę on śpiewa? Niemożliwe... Przecież drummers don't talk. Ale stereotypy są od tego, by je łamać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz