czwartek, 1 lipca 2010

Nie ma nas...


...na mundialu w RPA.
To też.
Nie ma nas na rozpoczynającym się dziś festiwalu Open'Er w Gdyni. A już prawie, prawie... O tej porze mieliśmy snuć się po terenie Babich Dołów. Chcieliśmy być tylko dziś, tylko i aż po to, żeby zobaczyć Pearl Jam. Taki must see. Nie udało się. A byłby to nasz pierwszy wspólny koncert.
Może to i lepiej? Od festiwalowego rozmachu wolę skromny i niepozorny koncert na jakimś stadionie.Żałuję, że nie pojechałam w 2007 roku do Chorzowa. Wcześniej, w roku 2000, byłam za młoda, choć niektórzy w tym wieku jeździli do Jarocina.
Cóż, nie ma nas i trzeba obejść się smakiem. Wierzę, że uda mi się kiedyś spełnić to marzenie. Wierzę też, że Pearl Jam nagrają jeszcze kamień milowy na miarę "Ten" i że wtedy już wszystkie stacje radiowe będą grały rocka.
Na tegorocznym Open'Erze zagrają jeszcze dwa ważne dla mnie zespoły - Skunk Anansie (próbują wrócić na scenę tak, jak gdyby nic się nie stało) i The Dead Weather - supergrupa Jacka White'a. Jego nazwisko mówi wszystko. Klasa sama w sobie. Pod różnymi nazwami robi niemal to samo, ale co z tego? White już jest legendą, nieważne, czy gra z Dead Weather, z The Racounters, czy z The White Stripes.
Widziałam The Racounters dwa lata temu. Zamietli na i pod sceną. Szczęka na trawie, emocje w strzępkach. Nie zostawiają jeńców. Dobrze, że jest taki Jack White, który mimo że prochu nie wymyśla, potrafi wgnieść w ziemię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz