piątek, 9 lipca 2010

Nie wierzę w...



























Czuliśmy się zagubieni w przestrzeni międzyplanetarnej, wśród stu niedostępnych planet, szukaliśmy jedynej planety prawdziwej, jedynej, gdzie były bliskie nam krajobrazy, przyjazne domy, kochani ludzie.
A. de Saint-Exupery "Ziemia, planeta ludzi"

Te słowa zapisałam w nocy z 7. na 8. grudnia 2002 roku przy utworze, który wtedy wdarł się w moje uszy i świadomość i chyba już tam na zawsze pozostanie. "God" - utwór Johna Lennona w wykonaniu Collage. Wtedy, w nocy, usłyszałam go po raz pierwszy. Druga okazja nadażyła się dopiero cztery lata później, gdy zakupiłam całą płytę "Nine Songs of John Lennon" z 1993 roku. Kupiłam oczywiście dla tej jednej piosenki, pamiętając jakie wrażenie na mnie zrobiła.
"God" to utwór do słuchania w nocy. Chciałoby się wstać z łóżka i dać porwać tej niesamowitej, wszechogarniającej przestrzeni, zamkniętemu kręgowi niebiańsko magicznych dźwięków. Albo po prostu zamknąć oczy i w całkowitych ciemnościach obserwować najpiękniejsze chwile swojego życia ułożone w magiczną całość. Chłonąć każdą nutę (...)
Wspaniałe uczucie - jakby w sam środek progresywnego pejzażu wrzucono powietrzną, mocno erotyczną gitarę. I ta genialna partia klawiszy... I energia zawarta w końcówce, po tym, gdy wydaje się, że w 5 minucie i 20 sekundzie nastąpi koniec... Niesamowity jest także tekst, ale to zasługa Johna Lennona. Ciekawe, czy niejaki Zimmerman się obraził...
"Nine Songs of John Lennon" kupiłam dla "God", ale i pozostałe utwory są niesamowite - niektóre wersje Collage są moim zdaniem lepsze niż oryginały Lennona. Świętokradztwo? A może po prostu piosenki Lennona są świetnym materiałem do obróbki? Wystarczy wspomnieć niesamowitą wersję "Working Class Hero" Marianne Faithfull. A może ja po prostu zawsze wolałam George'a Harrisona?

1 komentarz: