sobota, 17 grudnia 2011

Like a rolling stone

Dziś w "Trójce" przez cały dzień graja Rolling Stonesi, to takie nieoficjalne obchody 50. rocznicy istnienia zespołu. 50 lat? Jak to możliwe? Tak długo? Nie do wiary, że najbardziej rock'n'rollowy zespół świata nie wykończył się sam na własne życzenie.
Fanką Stonesów jestem umiarkowaną, ale muszę o tym wspomnieć, bo: a.) powaga sytuacji tego wymaga i b.) zespół jest patronem mojego bloga.
Dodatkową atrakcją obchodów był konkurs na hasło - tytuł, jaki mogliby nadać Stonesi swojej jubileuszowej płycie.
Od samego rana (6:30) zmagałam się ze słowami, ciosając je niczym kamienie, aż wymyśliłam. Około godziny 10:20 wysłałam i z niecierpliwością zaczęłam oczekiwać godziny 22:30, godziny rozwiązania. Jeszcze 2 godzin.
Zajęliśmy się z B. swoimi sprawami, aż tu nagle 18:50, zapala się żarówka. Popełniłam błąd! Gramatyczny! Panika. Być może może być tak, jak napisałam, ale poprawniej na pewno byłoby tak, jak nie napisałam. Anglistką nie jestem, języka w mowie nie używałam od ponad roku, wczytywanie się w teksty piosenek nie daje mi gwarancji obcowania z pełna poprawnością, a książki o dzieciach... Nic mnie nie usprawiedliwia.
P. radzi: wyślij jeszcze raz. Wysyłam. Jeśli zbankrutuję na sms-ach i nic nie wygram, to się zdenerwuję.
20:29 - zasiadam wygodnie z książką. Olśnienie numer 2 - mój tytuł jest za długi. Co z tego, że jest trafny, skoro jest za długi. Ma 13 słów, 41 liter, 57 znaków. Za dużo! Ale przecież tytuły albumów Fiony Apple, a potem Soulwax były jeszcze dłuższe.
skąd te nerwy? Przecież ja nawet nie ubóstwiam The Rolling Stones...

Moje nośne hasło nie wygrało. Wygrało niośniejsze - "Pit stop". You can't always get what you want.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz