piątek, 9 grudnia 2011

Wild and dangerous






























Zdaje się, że kiedyś pisałam, że nie lubię koncertowych DVD oglądać, prawda?
Otóż właśnie oglądam sobie taką koncertówkę - z niekłamaną przyjemnością, zahipnotyzowana, oczarowana, urzeczona i pukająca się w głowę, pytając dlaczego wcześniej nie słuchałam tego zespołu?
A oglądam "Live Baby Live" INXS, koncert zarejestrowany 20 lat temu w Londynie, na stadionie Wembley.
Kawał świetnej muzyki. I, ja bardzo przepraszam, że aktualnie, tu i teraz uważam, że świat nie widział bardziej charyzmatycznego lidera niż Michael Hutchence. Są inni, jak np. Dave Gahan z Depeche Mode, o podobnym rodzaju ekspresji, ale do lidera INXS boję się go porównać, bo jeszcze powiem coś nie tak i dopiero będzie.
Co ja wiem o INXS? Niewiele. Znam wiązankę greatest hits z "Never Tear Us Apart" na czele, ale dopiero dziś obejrzałam teledysk do tego utworu. Pamiętam "Elegantly Wasted" na trójkowej "Liście Przebojów" w 1997, duet Hutchence'a z Bono ("Slideaway"). Pamiętam krótką notkę w "Bravo" z informacją, że Michael Hutchence nie żyje, że powiesił się na pasku i że cierpiał na depresję...
Wracając do "Live Baby Live". Co jest tu, czego nie ma gdzie indziej? Może to ta charyzma, może ta perfekcyjna współpraca całego zespołu... Widać, że świetnie się bawią, że to kochają. A publiczność kocha ich. Hutchence niewiele musi robić, żeby uwieść ten cały tłum. Podobaja mi się montaż, dynamiczny i mało oczywisty (ale ja się chyba na tym za bardzo nie znam). Ujęcia są dobrane bardzo trafnie, a jako najlepszy tego przykład podam "Need You Tonight" - tam widać, ile się dzieje. Jest Dziko i niebezpiecznie. A ile frajdy to sprawia! I o to chodzi.
Momenty, momenty? Są, jest ich dwadzieścia jeden, od "Guns Inside" do "Devil Inside". A pod numerem siedem najlepszy moment: "By My Side". Obezwładniający. Jeśli od czegoś mam ogłuchnąć, to poproszę, żeby to było właśnie "By My Side".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz