sobota, 19 czerwca 2010

Mało zdolna szansonistka





















Wcale nieprawda - Renata Przemyk potrafi dużo, a nawet jeszcze więcej. Od dwudziestu lat na scenie. Wczoraj wystąpiła na scenie letniej przy ulicy ks. Brzóski w ramach obchodów święta Wrocławia. Koncert plenerowy, scena i artystka na wyciągnięcie ręki. Koncert darmowy, a więc w dużej mierze stawiła się publiczność okoliczno-przypadkowa. Trawka, gofry, kocyki, kilka ławek, czyli piknik. W dodatku koncert słabo wypromowany - w centrum Wrocławia widziałam może dwa plakaty, na których nie było nawet słowa o tym, że koncert jest darmowy. A to, niestety, często jest kartą przetargową i rozstrzyga pytanie "iść albo nie iść?" (na swoje usprawiedliwienie dodam, że na koncert regularny i biletowany też się wybieraliśmy, tylko zabrakło już dla nas biletów).
Przed koncertem głównej gwiazdy Janek Samołyk Band, prosto z Wrocławia. W kameralnym, trzyosobowym składzie (gitara, klawisze i skrzypce) zaprezentowali kilka melodramatic songs (takie określenie figuruje na stronie Myspace zespołu). Zagrają w Jarocinie, tak? Życzę sukcesu. Moim zdaniem maja duże szanse na zaistnienie w świadomości szerokiej publiczności.
Przemyk w obowiązkowej czerni i w glanach (taką miałam nadzieję, że ta metamorfoza dla majowego "Twojego Stylu" to taka jednorazowa przygoda) zaczęła od piosenek z najnowszej płyty, "Odjazd". Były więc "Zamalowana twarz", "Ile kosztuje miłość", "Póki świeci słońce", "To, że jesteś" i utwór tytułowy. Potem się rozpadało - deszcz dokonał naturalnej selekcji: ci z przypadku szybko sobie poszli. Zostali ci, którzy przyszli posłuchać wspaniałej muzyki. P. biegał z aparatem i robił zdjęcia - dwa z nich ilustrują post. Po kilkunastu minutach po deszczu nie było już śladu.
A Renata Przemyk i jej zespół dali z siebie wszystko. To świadczy, moim zdaniem, o ich klasie. Mogli zaśpiewać parę hitów na "odwal się" i po pół godzinie zejść ze sceny. Na szczęście tak się nie stało.
Po promocji nowej płyty nadszedł czas na kilka starszych utworów. Same przeboje: "Ten taniec", "Aż po grób", "Blizna", "Drzewo", "Zero (Odkochaj nas)" (mój ulubiony!), "Zona", "Nie mam żalu". Na koniec wspólnie odśpiewana "Kochana" i na bis "Babę zesłał Bóg". Pięknie. Ten koncert pokazał, że nie zawsze do zaliczenia występu jako bardzo dobrego/ świetnego/ genialnego nie potrzeba całego teatru: świateł w kilkunastu kolorach, telebimów z wizualizacjami, nastrojowej ciemności. Wystarczy muzyka.

P.S. Również wczoraj mistrzostwo NBA zdobyli Los Angeles Lakers. Przed jednym z meczy pomiędzy Lakersami a Boston Celtics "Star-Spangled Banner", hymn USA, zaśpiewała Christina Aguilera. Też ma kobieta kawał głosu i nieco pomysłów na siebie, ale brawurowe wykonanie a la Edyta Górniak przed meczami piłkarskimi w Korei i Japonii daleko jej nie zaprowadzi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz